Książka Macieja Wesołowskiego zaczyna się niczym słynna powieść Tiziano Terzaniego, “Powiedział mi wróżbita”. Ale jest o wiele lepsza. I bardziej niebezpieczna.
O Indiach powstało tyle książek, że kolekcjonerzy pewnie muszą wygospodarować przynajmniej jeden regał. Warto by na nim się znalazła najnowsza pozycja wydawnictwa The Facto. Choć przyznam, że początek książki Maćka (nie będę udawał, że się nie znamy 🙂 ) zaczął się mało oryginalnie: nawiązaniem do słynnej powieści Tiziano Terzaniego. Na szczęście potem było o wiele lepiej niż u guru reportażu. Zamiast skupiać się na jednym temacie mamy dość duży ich przekrój: od aranżowanych małżeństw po Bollywood. Od Gurkhów po lekcje polskiego, Radżastan i marzenia Hindusów. Nie bogatych, ale zwykłych rikszarzy, mających jedną koszulę na zmianę. Zresztą sam autor też nie podróżował klimatyzowanymi pociągami po pięciogwiazdkowych hotelach, ale podobnie jak większość mieszkańców subkontynentu. Dlatego ta książka dotrze na pewno do wszystkich “backpackerów”, którzy dobrze wiedzą, jakim wyczynem jest np. kupno biletu na pociąg. W Indiach. Do mnie ta narracja dociera. Może powinna być to także lektura obowiązkowa wszystkich biur podróży wysyłających tam swoich klientów. Wtedy dopiero turyści docenią ogrom pracy organizatorów. Z wielu wątków jednym z najciekawszych – i dla mnie do tej pory niemal nieznanych – były rozdziały dotyczące indyjskiego epizodu Beatlesów. Być może literatura brytyjska podjęła ten temat, ale przyznam, że w Zjednoczonym Królestwie raczej skupiałem się na liverpoolskim epizodzie Wspaniałej Czwórki. Fani Beatlesów, zanim sięgniecie po książkę, odświeżcie sobie Biały Album. A potem przesłuchajcie go jeszcze raz. Na naukę nigdy nie jest za późno. A skoro już jesteśmy przy brytyjskich wpływach (o których nie da się nie pisać), to warto przypomnieć, że jeden z lepszych Bondów był kręcony w Udajpurze. Maciek dziwi się, jakim cudem przetrwały kasety VHS z filmem “Ośmiorniczka”. Maćku, jeśli zatęsknisz za Rogerem Moorem na taśmie magnetowidowej – zapraszam!
A skoro już mówimy o wrażeniach wizualnych, to trzeba wspomnieć o fotografiach. Dobrze, że są. Niestety wydawnictwo nie ma chyba dużego doświadczenia w grafice. Przy oglądaniu ilustracji czeka nas prawdziwy “szpagat w pionie” i kręcenie głowy. Szanowny Wydawco Igorze (nie będę udawał, że się nie znamy 🙂 ): trzeba też poświęcić więcej czasu przygotowaniom fotografii do druku. Także okładka powinna w całości należeć do Autora. Rozumiem względy marketingowe, ale trudno to zaakceptować. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę Macieja Wesołowskiego, “Szpagat w pionie”(tu oficjalnie, żebyście tytuł zapamiętali) trzeba kupić i przeczytać. Choć lojalnie ostrzegam. Może w Was wzbudzić nagłą chęć wyjazdu/powrotu do Indii. Choćbyście nie wiem jak zaklinali się, że macie już dość nagabywania naganiaczy, brudu, upału, syfu, biurokracji (indyjskiej) i utrudnień wizowych stawianych przez ambasadę.
Mieczysław Pawłowicz
reprodukcja okładki: The Facto