Priwiet! Znowu można łatwiej jeździć po całej Puszczy Białowieskiej. Bez wizy dojedziemy do siedziby Dziadka Mroza. Czy żubry wyglądają tak samo jak po naszej stronie granicy?
Wschodnia granica nawet za czasów nieustającej przyjaźni ze Związkiem Sowieckim była strzeżona pilnie. Najbardziej cierpiała na tym puszcza, zaorana wzdłuż granicy. Po zmianie ustroju było czasem łatwiej – częściej gorzej. Jeszcze przed Schengen można było wykupić wizę jednodniową w białowieskim hotelu. Wycieczka, choć jak na jednodniówkę bardzo droga, była jednak niezmiernie pouczająca. Nie zapomnę jak osiem lat temu (jak ten czas zasuwa) czekaliśmy na odprawę na przejściu granicznym w Puszczy Białowieskiej. Nasze paszporty były sprawdzane skrupulatnie i powoli, kartka po kartce. Wraz z nami siedziało na ławeczce kilka “mrówek”, które wtedy codziennie kilka razy przekraczały granice na swoich składakach. – Wy na pewno jedziecie do Dziadka Mroza – powiedział starszy pan – bo wszyscy tam jeżdżą, nawet Kitajcy. Nic nie wiedzieliśmy o siedzibie Dziadka Mroza. Nasz mimowolny cicerone, tak długo namawiał i objaśniał trasę dojazdu, że jedna z jego koleżanek zniecierpliwiona rzuciła: – Dajże już im spokój, “taż oni gramotnyje liudzi” i na pewno trafią.- W tej sytuacji nie pozostawało nam już nic innego, jak zobaczyć siedzibę odpowiednika naszego św. Mikołaja. Wskazówki były bezbłędne. Na jedynej dostępnej w Polsce mapie i tak nie było zaznaczonego tego miejsca. Ale po ok. 12 kilometrach dobrej, asfaltowej drogi dotarliśmy do bajkowego gospodarstwa. Otoczoną drewnianym płotem siedzibę wybudowano cztery lata wcześniej. Najwięcej osób odwiedza go w okresie Bożonarodzeniowo – Noworocznym. Nie wiedzieliśmy czy w środku lata uda nam się wywołać Dziadka, ale po kilku głośnych okrzykach “Dzieduszka Maroz” pojawił nam się w… letnim stroju. Dobrotliwy staruszek jest tu na etacie przez cały rok. Podobnie jak jego fiński odpowiednik, ma też swój zaprzęg. Tyle, że jego sanie są ciągnięte przez łosie zamiast renifery. Oprócz oświetlonych kolorowymi światełkami domków, w parku okalającym siedzibę znajdziemy też postaci z bajek. Jak przystało na środek puszczy, wszystkie wykonano z drewna. Nie mogło zabraknąć Sierotki Marysi i Krasnoludków, ale także Wilka i Zająca. Tak mi się zebrało na wspominki, bo od ubiegłego piątku, 12 czerwca, znowu możemy łatwo i bez wielkich nakładów finansowych obejrzeć żubry po białoruskiej stronie. Trzeba zarejestrować się na stronie www.npbp.brest.by (formularz pojawia się po naciśnięciu NEXT). Po otrzymaniu przepustki mejlem,(ponoć czeka się 48 godzin) mamy możliwość przekroczenia granicy Białowieża – Piererow na 72 godziny. Przejście jest tylko piesze i rowerowe. Jeśli nie wykupujemy wycieczki, rower jest niezbędny. Do siedziby Dziadka Mroza z granicy jest ok 12 km, podobnie do Kamieniuków, gdzie znajduje się rezerwat pokazowy i muzeum. Białorusini rekomendują także pokaz dawnych rzemiosł, ale o tym napiszę, jak już tam uda mi się ponownie dotrzeć. Gdybyście tam jednak byli przede mną, to pamiętajcie o:
– ubezpieczeniu (obecnie ok 8 zł dziennie – nie każda firma jest tam uznawana; hotele białowieskie mają sprzedawać jedynie słuszne polisy),
– wydrukowaniu przepustki którą dostaniecie mejlem
– ważnym paszporcie.
Póki co nie wiadomo, czy nie będzie obowiązkowe wykupienie biletów wstępu do czterech głównych atrakcji. To wydatek ok 56 zł, czyli i tak ze dwa razy mniej niż płaciłem za wizę osiem lat temu. I chyba ze cztery razy mniej niż teraz. A wstępy i tak trzeba opłacić. Póki co nie ma punktu wymiany walut w Białowieży ani na granicy. Najbliższe są w Hajnówce albo Kamieniukach. W atrakcjach można płacić kartą. I last but not least: nikt jeszcze nie opublikował mapy zasięgu ruchu bezwizowego. Na pewno jest to obszar puszczy. Możemy dojechać do Kamieniuków. Ale do Kamieńca już nie. W terenie zasięg jest oznakowany żółtymi znakami “Wnimanije, Uwaga, Attention”. No cóż, jak mawiał Starszyna Czernousow, Pażiwiom, uwidim!
Starszyna Mieczysław
Z drogi 66: Bielsk Podlaski – Kleszczele
14 czerwca 2015