Bonżur! Ponoć jak trzy osoby mówią ci, że masz ogon, to powinieneś się odwrócić i sprawdzić. A co jeśli trzy osoby dają ci mydło? Jedno dostałem nawet razem z biletem autobusowym.
Akurat pomysł z rozdawaniem mydła w środkach komunikacji miejskiej jest nawet udany. Szczególnie w upalne lato czy wiosnę. W Marsylii upału nie ma. Jest przepiękne słońce, a mimo to nawet turyści z Anglii nie świecą gołymi łydkami. Tubylcy okutani jakby nie skończyła się zima. Rzeczywiście wiatr jak z kieleckiego dworca. Tyle, że tutejsza odmiana halnego to mistral. Rzuca trochę samolotami przy podejściu do lądowania. Na szczęście podejście tak piękne, że pasażerowie szczęśliwie niczym innym nie rzucali. A mimo to wszyscy dają ci tu mydło. Od ćwierć tysiąclecia marsylskie mydło jest uznaną marką. Wszystko przez wojnę z Hiszpanią i blokady morskie. Nikomu też nie przyszło do głowy – jak imć Cyprianowi Zabłockiemu – szmuglować mydło pod wodą. Nawet tak dobra jakość mogłaby nie przetrzymać. Przynajmniej 72 procent tłuszczów to olej z oliwek. W dobie różnych żeli, szamponów i kolorowych kremów wygląda to może siermiężnie, ale znawcy i znawczynie twierdzą, że takie mydło najlepiej działa na cerę. Uwaga: kupując trzeba sprzedawców pytać o mydło do mycia. Bo jest też mydło do prania. Tylko kto dziś, poza ludźmi w drodze, pierze jeszcze ręcznie? Tak czy inaczej ruszając szlakiem Marsylskich mydlarni można zobaczyć kawałek fajnej Marsylii. Mydlarnia przy Saint-Victor, nie dość, że przy zwiedzaniu daje malutkie mydło (trzeba mieć kartę miejską) to jeszcze widok na Stary Port jest jeden z ładniejszych. Jeśli nie chcemy by nas oślepiło słońce to trzeba przyjść z rana. Na skrzyżowaniu Grand Rue i Bonnetiere nie tylko zobaczymy jak z wielkiej maszynki do mięsa (mydła) wychodzą nowe kostki.
Cały proces produkcji obejrzymy przy Cours Joulien 34.
Dech zapiera. Dosłownie. Opary i pyły mydlane unoszą się w powietrzu. Ostatni raz musiałem przy zwiedzaniu owinąć się buffą, kiedy robiłem zdjęcia w garbarniach w Fezie. Aromat nieco inny, ale też duszący i zwrotogenny. I też efekt końcowy absolutnie rewelacyjny. Mimo, że po obu zakładach produkcyjnych człowiek ma ochotę się napić mocnego alkoholu. Co w obu przypadkach uczyniłem przepłukując gardło. Jedyną różnicą było to, że po marokańskim zwiedzaniu człowiek chciał jak najszybciej wejść pod prysznic, żeby zmyć z siebie aromat skór, moczu i innych garbników. Po wizycie w mydlarniach chyba przez następny tydzień nie będę się kąpał 🙂
Sante!
Mieczysław
Marsylia 29 kwietnia 2016
PS Mydełko (nominalnie warte 2 euro) dostajemy z Kartą Miejską City Pass w Les Savons de Saint Victor na placu o tej samej nazwie. Jak powstaje mydło zobaczymy w La Grande Savonnerie przy Rue Grand Rue 36 lub większy zakład La Licorne przy Course Julien 34. Zwiedzanie (gratis) o 11, 15, 16. O Marseille City Pass to jeszcze napiszę, bo to naprawdę dobrze zainwestowane pieniądze. I nie wyjdziemy na niej jak Zabłocki na mydle.