Dobar dan! Bar kusił mnie od kilku lat. Łatwiej jednak było dotrzeć do Bari niż Baru. Zresztą oba porty morskie są połączone linią promową.
Na szczęście nie płynąłem przez Adriatyk. Trasa nie dość że długa, to jeszcze kilka razy droższa. W cenie promu można mieć przelot do… Albanii. To prawdziwy hit tegorocznych wakacji. Studio 202 – kto jeszczcze pamięta? – zwykło było żartować o wczasach w Albanii jak o synonimie zesłania. Kto by pomyślał, że po latach, to Albania będzie się jawić jako przejaw wolności. Przez dwa dni w Szkodrze zapomniałem o maskach. Poproszono mnie o zasłonienie twarzy tylko raz, jak wchodziłem do Muzeum Fotografii. Inne atrakcje musiałem odłożyć na następny raz. Bo trafiłem kumulację. Nie totka, ale chmur. Trochę musiałem zrewidować swoje plany. Przez poprzednie dwa tygodnie nie spadła tu ani kropla deszczu, jak donosili znajomi wczasujący na albańskiej riwierze. Teraz zrobiły się jakieś burzowe fronty, więc trzeba było zmodyfikować plany. Odpuścić (na razie) góry i skupić się na innych atrakcjach. Na szczęście hostel Kultura (sic!), gdzie się zatrzymałem, był też jednocześnie pubem. Krzywdy nie miałem, bo ceny podobne do naszych i zdecydowanie niższe niż w Italii. A piwo lepsze. Ze zwiedzania nici, ale nawet w czasie deszczu albańska Szkodra jest o wiele piękniejsza niż czarnogórski Bar.
Tak piękna i obiecująca nazwa była totalnym rozczarowaniem. I nawet nie dlatego, że wcześniej widziałem przepiękny kurort Świętego Stefana (Svety Stefan – na fotografii otwierającej), uroczy Petrovac czy rozrywkowy Ulcinj. W sezonie oczywiście zatłoczone i małe, często żwirowe plaże wręcz zapchane ludźmi. Oczywiście jest też największa na Bałkanach, 12 kilometrowa plaża piaszczysta w Ulcinj. Kto co lubi. W Barze tłoku nie było. Nie dziwię się. Prawdę pisząc niewiele brzydszych miast odwiedziłem, a trochę komunistycznej architektury widziałem. Chciałem uciekać jak najszybciej. Dobrze, że pierwszy autobus był w stronę Starego Baru. O! To zupełnie inna sprawa. Sympatyczne ruiny, trochę sklepów z pamiątkami, bary (nomen omen) na głównym deptaku serwujące czarnogórskie przepalanki. I żeby była jasność: nie było takiej ilości alkoholu, żeby mi się nadmorski Bar spodobał.
Stari Bar – tak! Nawet na trzeźwo. Nowy omijajcie szerokim łukiem. To znaczy jeśli chodzi o zwiedzanie/plażowanie, bo komunikacyjnie ominąć się go na trasie nadadriatyckiej nie da.
A trasa jest bardzo malownicza. Przez te kilka dnia przejechałem ją kilka razy wte i wewte. I za każdym razem była obłędna. Na trasie znajdziemy kilkanaście “prawie dzikich” plaż, gdzie tłok nam nie grozi. Jak to nad wschodnim Adriatykiem: większość jest żwirowo-kamienista. Za to woda wszędzie przezroczysta. Nawet w tych miejskich, malutkich i zatłoczonych na maksa. Jak spadł deszcz w Petrovacu, to niewiele osób chowało się pod dach. Przy ponad 30 stopniach to miła odmiana, a zwolnione miejsce łatwo mógł zająć ktoś inny.
Zresztą podobnie jak przy stoliku w Ulcinj 🙂 To miasto z mniejszością muzułmańską. Na okres urlopowy nałożyło się święto Kurban Bajram.
Tłumy od wtorku jeszcze się podwoiły. Do tego stopnia, że nawet w lokalnych fastfoodach (serwujących zresztą przepyszne cevapći) trzeba było czekać na stolik, a wyjście do toalety mogło skutkować stratą miejsca. Upatrzyłem sobie wolne krzesło, ale zanim złożyłem zamówienie już go nie było. Może to i lepiej. Niektóre z restauracji są halal. Mięso smakuje fantastycznie, ale najmocniejsze czym możesz popić to jogurt lub sok z granatów. Też pyszne, ale jednak ryzykowne. Najlepsza śliwowica ze Starego Baru może nie pomóc.
Żivieli!
Prosto z Bałkanów Wasz Mladko
Ulcinj, 22 lipca 2021
PS I kilka fot z adriatyckiego wybrzeża Czarnogóry. Jest nawet Stari Bar.