Żiwjo! Marzenia się spełniają. Bled łaził mi po głowie od kilkunastu lat. Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy bajeczną reklamę mistrzostw świata w wioślarstwie lub kajakarstwie. To najpiękniejszy tor na świecie.
Nawet Malta się nie umywa. Z całym szacunkiem dla poznańskich fanów moich relacji. I nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że zaraz za metą wodniacy muszą wrzucić wsteczny. Bo inaczej wbiją się swoimi wypasionymi łódkami w brzeg. Ponoć specjalnie tor został poszerzony, żeby w ogóle można było rozgrywać mistrzowskie imprezy. Inaczej byłoby to trochę tak jak na halowej lekkiej atletyce: trzeba rozstawić materace na koniec sprintu. Ale miejscówka obłędna. Zamek na wysokim brzegu. Na środku jeziora wysepka i kościółek. Wszystkie przewodniki mówią, że jeśli jest tylko jedno miejsce które trzeba zobaczyć w Słowenii, to jest to Bled. I ponoć przez wiosnę, lato, jesień tłumy turystów biją się tu o miejsca noclegowe. Zima nie jest już tak popularna. I dlatego ceny hoteli/hosteli stają się bardziej przystępne. A w dodatku jest tu parę miejsc gdzie można pojeździć na nartach. I jeśli wierzyć gospodarzom, to właśnie dzięki polskim biznesmenom Słoweńcy odkryli ideę wspólnego karnetu na kilka ośrodków jednocześnie. Słoneczna strona Alp – Alpy Julijskie – ma kilka małych stacji. Fanatycy narciarstwa omijają te miejsca szerokim łukiem. I rzeczywiście dla samych 22 km tras ośrodka Vogel może nie warto tłuc się z Polski (południowej) przez cały dzień. Tym bardziej, że leży on w parku narodowym. Więc podobnie jak w naszych Tatrach jest problem z naśnieżaniem sztucznym. Nawet jeśli temperatura – jak w ostatnich dniach – spada poniżej 10 stopni Celsjusza. Za to widoki….Oooo! Dla nich warto tu skęcić. Triglav, najwyższa góra Słowenii widoczny jest cały czas przy zjazdach. Trasy są łatwe. Największe niebezpieczeństwo czai się, gdy ktoś się zagapi na Triglava. Szczęśliwie Bled jest o pół godziny drogi samochodem ( czyli bliżej niż ode mnie na Szczęśliwice :), więc nie rozprasza nas urok tego jeziora. Ale Bohinjsko leżące poniżej też niczego sobie.
Słowenia to także miejscówka dla tych, którzy mają problem z komunikacją w językach obcych. Bez trudu dogadamy się mówiąc po polsku. Kto pamięta Dolasa, ten już przyswoił sobie przydatne także w innych częściach Bałkanów : “chwalaliepa” – dziekuję bardzo. Oczywiście kilka słów nas rozbawi. Gdy w knajpie ktoś krzyczy “juha” to nie oznacza, że trzeba dzwonić po pogotowie. To po prostu zupa. Kuhano vino to zwrot który trzeba pokochać. I nie zdziwić się, gdy podadzą wino białe. Całkiem niezłe, choć wygląda w przezroczystych szklankach tak jak wygląda. Mnie urzekło to, że nareszcie za granicą nie łamią sobie języka na moim imieniu. Ba! Zdrobnienie pisze się prawie tak samo jako “pocisk” – metek. Owszem, można też przetłumaczyć jako kula, ale pierwsza wersja brzmi chyba lepiej?
Lep pozdravi!
Mietek Metek-Pocisk
Bled – Kranjska Gora
PS
Karnet Slovenian Alps kosztuje od 62 euro za dwa dni do 161 za 6 dni i można z niego korzystać prócz stacji Vogel także w Kranjskej Gorze i Krvavcu. Wszystkie w odległości 40 km od Bledu. Ale o tych stacjach następnym razem 🙂