Eer! Do Boscha mam stosunek osobisty. Jedna z oburzonych czytelniczek kiedyś porównała jedną z moich fotografii do klimatu tego brabanckiego malarza. Dawno, dawno temu… kiedy hejt internetowy był jeszcze w powijakach opublikowałem w Magazynie Rzeczpospolitej (był taki) materiał – jakżeby inaczej – o Patagonii. Ściśle rzecz biorąc – o patagońskim jedzeniu. Jedna z fotografii tak wzburzyła czytelniczkę (imię i nazwisko znane redakcji), że wysmażyła epistołę. Przeciwko redakcji, że publikuje “takie zdjęcia redaktora macho (to o mnie ;P) epatujące okrucieństwem niczym malarstwo Boscha”. Pani sekretarz redakcji od razu pogratulowała sukcesu. Najważniejsze, że nie przekręciła nazwiska! Tylko co takiego namalował ten Bosch? Sięgnąłem do encyklopedii. Chyba trochę czytelniczka przesadziła z porównaniem. Ale odtąd gdziekolwiek jestem to sprawdzam, czy miejscowa galeria nie ma przypadkiem Boscha. Teraz jest akurat 500 rocznica śmierci artysty, więc jego rodzinne miasto przygotowało atrakcję. Zebrano dzieła z kilkunastu galerii i przywieziono do ‘s-Hertogenbosch. Tak. To miasto zaczyna się od apostrofu, małej litery, dywizu (czy myślnika) i dopiero potem duża litera. Dobrze, że Jeroen van Aken, jak nazywał się naprawdę artysta, nie wpadł na pomysł, żeby użyć całej nazwy swojej mieściny jako swojego pseudonimu literackiego. To by dopiero była zagwozdka dla obcokrajowców. Zresztą nawet miejscowi mówią o miasteczku: Den Bosch. Które teraz przeżywa swój złoty rok. Raz na pięćset lat zdarza się taka okazja. Prawdę mówiąc na początku trochę się czułem jak bohater Boscha. Ten ze Statku Głupców. Bo biletów nie ma w sprzedaży internetowej od dawna. Może akredytacja prasowa? Zapowiedz się na dwa tygodnie przed tylko po to by usłyszeć “goń się leszczu”. Ale skoro już kupiłem bilet – z Gdańska przez Eindhoven do Warszawy było taniej niż pierdolino – to zaryzykowałem. No i? No i sympatyczna pani w kasie dała mi do wyboru kilka różnych godzin wejść. Bez kolejki, bez problemu. Może lepsze byłoby tłumaczenie obrazu Boscha Statek Szaleńców? Okazało się, że w szaleństwie jest metoda. Jeszcze tylko po pierwszej sali, miałem lekką obawę, czy po tryptyku Wóz siana z Prado będzie coś jeszcze mistrza, ale – było. I w przeciwieństwie do artystycznych hochsztaplerów w Warszawie instalacje wideo są tylko uzupełnieniem obrazów. Na wystawie jest bodaj 15 dzieł Boscha plus kilka z jego pracowni/naśladowców, nie licząc rysunków. A ponieważ nie wolno robić zdjęć w środku, to pozwolę sobie zilustrować wystawę fotą, która tak zbulwersowała czytelniczkę kilkanaście lat temu 🙂
Groeten uit!
Mieczysław (z atelier Boscha) Pawłowicz
‘s-Hertogenbosch 13 kwietnia 2016
PS: I tradycyjnie kilka info praktycznych. Wystawa trwa tylko do 8 maja w Muzeum Het Noordbrabants. Wejściówek przez internet nie kupicie, ale jest pula sprzedawanych biletów każdego dnia. Tak więc warto zaryzykować. Wystawa czynna jest w godzinach od 8 rano do 11 wieczorem, a od 27 kwietnia nawet do pierwszej w nocy (!). Bilet normalny 22 euro.
Najbliższym lotniskiem na którym lądują samoloty z Polski, jest Eindhoven. Bilet na autobus z lotniska na dworzec kosztuje 3.70 euro. Bilet kolejowy 7.30 (plus haracz za płatność kartą 7 centów w kasie, 50 centów w automacie biletowym). Wszystkie ceny w jedną stronę. Przejazd zajmuje od 40 minut do godziny. Z dworca w ‘s-Hertogenbosch (lubię tę nazwę!) spacerem idzie się kwadrans, lub można poczekać na specjalny autobus. I bonus track dla tych, którzy doczytali do końca. Wóz siana z Madrytu. Do 8 maja w 's-Hertogenbosch 🙂