Sła kum!
Nie obawiajcie się skuterów w Azji. Bójcie się turystów na skuterach!
Tam gdzie klimat jest ciepły tam królują skutery. Pali to-to niewiele, kosztuje niewiele a wciśnie się wszędzie. Ustępują mu miejsca nawet wypasione fury z klimą. Niedawno pisałem tekst, w którym trzeba było wspomnieć o udogodnieniach dla niepełnosprawnych. I wtedy musiałem mocno nagimnastykować pamięć żeby przypomnieć sobie o jakichś podjazdach, platformach czy windach. No cóż, zwykle nawet nie zauważamy jednego czy kilku stopni do pokonania. Postanowiłem przy kolejnym wyjeździe sprawdzać i notować udogodnienia choćby dla wózków. W Kambodży z tym nie ma problemu. Niepełnosprawni nie mają żadnych udogodnień. Jedyne podjazdy jakie są na wysokich krawężnikach to takie, żeby łatwiej było skutery wprowadzić. Prawdę mówiąc, nawet pełnosprawny (przynajmniej fizycznie) piechur jak ja, też ma problem, żeby iść chodnikiem. Wszystko tu pozastawiane skuterami. Wszyscy jeżdżą skuterami Doszedłem do wniosku, że najwygodniej idzie się ulicą. Potrzeba trochę odwagi i przełamania się gdy widzisz prawdziwą szarańczę jadącą wprost na ciebie. Jeśli się boisz widoku, to może lepiej iść “z prądem”. Tyle, że wtedy co chwila słyszysz klaksony. I tu pierwsza zasada, wbrew temu co pisze się w niektórych przewodnikach. Pod żadnym pozorem nie uskakuj, nie zatrzymuj się i nie przyspieszaj, gdy słyszysz klakson. To nie tyle sygnał znany u nas oznaczający (delikatnie mówiąc) “gdzie leziesz łamago” tylko raczej “uwaga, jadę”. I – jak dotąd przynajmniej – nie zdarzyło mi się zderzyć. Być może kierujący boją się ze mną zderzyć. Ale widziałem drobniejszych od siebie lokalesów, którzy przechodzili przez potok skuterów na druga stronę ulicy i byli elegancko wymijani. Wygląda to trochę jak taniec. I podobnie jak Kubańczycy salsę wysysają z mlekiem matki, tak Khmerowie (ale i inne nacje południowo-wschodniej Azji) mają jazdę we krwi. Niektórzy od maleńkości wożeni na skuterach. Wyobraźcie sobie co by się działo w Polsce, gdyby matka tak przewoziła dziecko. I skoro dzieci potrafią prowadzić, to co: ja nie dam rady? Oczywiście, że dam. Tylko podobnie jak przy salsie kubańskiej przy pierwszej figurze (czytaj skręcie) zatrzymałem się na płocie. Na szczęście płot bambusowy więc żadnych szkód (dla niego, skutera i mnie nie było). A poza tym frajda niesłychana. O wiele lepszą klimą niż lodówki w autobusach jest wiatr we włosach. Ok, przesadziłem. U mnie wiówał tylko szesz z Marakeszu. Zwiedzenie kilku plaż wokół Sihanoukville zajęło mi pół dnia i ćwierć funduszy jakich musiałbym użyć śmigając między nimi tuktukami. Boom budowlany tu jest straszliwy. Są plaże niczym dyskoteki w Mielnie (jak chce Krzysztof, znany przewodnik azjatycki), są wypełnione tylko turystami, są też takie gdzie przeważają miejscowi. Najdzikszy i najspokojniejszy jest fragment Otres, ale też trzeba przejechać szutrem parę kilometrów od jej początku. Trzeba tylko się spieszyć, bo powoli budowane są kolejne hotele, niemal tuż nad morzem. Nie mam do tych budów dużego sentymentu. Także dlatego, że rozsypany żwir ma nieco inną powierzchnię tarcia. Co spowodowało też moje obtarcie. Policjant stojący obok tylko pomógł mi się pozbierać, sprawdził czy żyję i nie sprawdził żadnych dokumentów. Prawa jazdy nie mógł mi i tak zabrać, ale ponoć zdarzają się wyłudzenia łapówek. Mnie nic takiego nie spotkało. Szybko wyjąłem buteleczkę miejscowego trunku i zdezynfekowałem sobie skaleczenie. Prawdę mówiąc Mekong whisky smakuje tak, jakby wzięli wodę prosto z rzeki i przedestylowali. Trunek nadaje się tylko do dezynfekcji lub wypicia w absolutnej desperacji. Albo do poczęstowania profanów, którzy coca-colę mieszaliby z whisky single malt. No, ale single malt nie kosztuje 75 centów za 0.7 litra. W szklanej butelce. Kiedy szczęśliwie (i po ciemku, wśród innej skuterowej szarańczy) dotarłem na nocleg, doszedłem do wniosku, że to bardzo podobne jazdy na nartach. Fajnie, ale jaka ulga gdy zdejmiesz buty. Tu też fajnie, ale jak oddasz kluczyki to czujesz jak bardzo smakuje piwko.
Ciołkał!
Easy Mieczysław Rider
Sihanoukville, 10 marca
PS: Cudzoziemcy na południu mogą wypożyczą skutery. W Angkor Wat na północy jest zakaz. Być może dzięki temu więcej pracy mają tuktuksiarze. Wypożyczenie skutera na dzień kosztuje 4-6 dolarów. Za litr benzyny zapłacimy 1 dolara. Niecałe dwa litry (benzyny) pozwoliły mi na trasę około 50 km. Parking skuterowy strzeżony 25 centów, chyba, że obok trwają pojedynki kickboxerek to trzeba zapłacić 75 centów. Używanie kierunkowskazów wskazane, ale wielu żyje (!) bez tego przyzwyczajenia. Podobnie jak nie trzymają się kurczowo nakazanego kierunku ruchu.