Ciao a tutti! Prawdę mówiąc nie wiedziałem czego spodziewać się po EXPO. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. I chyba nie było najgorzej.
A muszę przyznać, że w Mediolanie gorączka EXPO ogarnęła parę osób. Szczególnie wśród środowisk hotelarskich. Trudno zarezerwować coś z dużym wyprzedzeniem bez uprzedniej wpłaty bezzwrotnej kasy. Nie zaliczki, tylko całości. Nie wiem czy im się to opłaci, bo próbowali tego już Rzymianie (ci bardziej współcześni, przy okazji papieskich kanonizacji) i Ukraińcy (kokoko, Euro spoko). A konkurencję mają ogromną, bo miejscowe pociągi dojeżdżają wprost na tereny wystawowe. Więc po co nocować w Mediolanie? Dodatkowo płacąc miastu podatek 5 euro? Ale zobaczymy statystyki po kilku miesiącach. Tematem przewodnim jest wyżywienie. Więc od harmonii, intensyfikacji, zrównoważonego rozwoju i innych górnolotnych haseł bolą zęby. To w tych pawilonach (choć uprzedzam: nie widziałem wszystkich), które wzięły sobie do serca tytuł wystawy. Reszta jest jak z przedwojennego dowcipu żydowskiego: kiedy zaginął generał Nobile, depesze dotyczące pomocy ekspedycji były zwolnione z opłat. “Mosze, ty leć na pomoc generałowi Nobile, ale jeśli nie będziesz mógł to przyślij mi dwieście par trzewików” Podobnie tutaj: Pokazujemy jak walczymy z nadmiarem/brakiem wody, uprawy śledzone przez satelity a przy okazji prezentujemy różne rzeczy, którymi się chwalimy w danym kraju. Wino w Argentynie, w pawilonach niemieckich piwo, w Rosji parada i demonstracja siły, a w Izraelu masaż i lecznicze sole z Morza Martwego. Mayaan Dori potraktowała moje ręce tak, że w zasadzie przez tydzień nie powinienem ich myć, a w dotyku mają być delikatne jak pupa niemowlęcia. No cóż, wolałbym masaż stóp, bo teren targów jest olbrzymi i naprawdę można się zdeptać. Co podobało mi się najbardziej? Brazylijska siatka po której wchodzi się na drugie piętro, marokańskie multimedialne przedstawienie walki z pustynią oraz specjalna sekcja poświęcona kawie. Zapatrzony w kawiarki z kilku krajów (największy entuzjazm wzbudzała Helen Yohannes z Etiopii) o mało nie przegapiłem wystawy Salgado zrobionej dla Illy – o kawie oczywiście. Powieszono ją tak wysoko, żeby nie przeszkadzała w degustacji kaw. Przy okazji warto też odwiedzić pawilony Umbrii, sfotografowanej przez Steve McCurry’ego. Pamiętacie Afgankę? Spodobają się Wam Umbrianki. O ile oczywiście wystawa będzie zrobiona tak samo jak ją widziałem w zeszłym roku w Perugii. Naprawdę warto. A jak wygląda polski pawilon? Tłoku i kolejek nie ma. Przypadkiem stoimy tuż obok Holland. Czy to pomoże rozróżnić tłumowi nasze kraje? (Może potrzebna kampania w stylu “Nie ma kangurów w Austrii”). Nie wiem. Fajny pomysł ze skrzynkami na jabłka. Ukłon w stronę gospodarzy w postaci rzeźby Igora Mitoraja. Bardziej znanego w Toskanii (gdzie został pochowany) niż u nas. Ale potem już tylko gorzej. Reklama w której Rosjanin reklamuje nasze jabłka? Nawet gdyby wszyscy za wschodnią granica je chcieli to bez politycznej decyzji Wowy nic nie pomoże naszemu eksportowi w tym kierunku. Multimedialna tabelka o tym, że jesteśmy potęgą eksportową (np lokomotyw, czy co tam dobrze wypada w excelu) na pewno zafascynuje urzędników. Ale dziecko w tłumie nie powie rodzicom:
– Mamo, Tato, pojedźmy do Polski, to fajny kraj, bo przoduje w produkcji (np lokomotyw).
A nawet jak powie, to usłyszy od włoskiego rodzica: – Może i przoduje, ale np. p(.)e(.)dolino kupili od nas….
Jednak największym dramatem polskiego stoiska jest brak jakiejkolwiek restauracji. (przypominam: tematem przewodnim jest jedzenie). No, żesz do dziewki nienajcięższych obyczajów żyjącej w skrajnej biedzie!* Czy to możliwe, że w kraju Makłowicza, Wachowicz, Okrasy, Brodnickiego, Basiury i wielu blogerów kulinarnych (pozdrawiam Kuchnię Agaty 🙂 ) nie znalazł się nikt godzien ulepić kilku pierogów? W środku pawilonu ze skrzynek na jabłka nie ma nawet soku jabłkowego, o cydrze (choć go nie lubię) nie mówiąc. Kolejny ukłon w stronę włoskiej publiczności (Motto na ścianie w wolnym tłumaczeniu: miejcie nadzieję, ci którzy tu wchodzicie) to strzał w dziesiątkę. Ale może nie trzeba było trawestować Dantego i zostawić “Lasciate ogni speranza”? Naprawdę współczuję pracownikom polskiego pawilonu. Muszą się tłumaczyć, że z restauracją nie zdążyliśmy i pilnować zafoliowanych wędlin pod przeszkloną ladą. Ale już za tydzień, może dwa… Dobrze, że EXPO trwa do końca października.
Salve!
Mediolan, 11 maja 2015
PS I kilka info praktycznych. Wyręczę trochę biuro promocji miasta. Mimo haraczu ściąganego od gości, to nie szukajcie informacji turystycznej na Milano Centrale. Wprawdzie są znaki, ale informacja została przeniesiona do centrum, do Galerii Vittorio Emmanuele II. Do EXPO dojedziemy czerwoną linią metra (stacja RHO Fiera, min. 45 min) lub pociągami (z Centrale kwadrans). Oznakowane bardzo dobrze, trudno się zgubić. Bilet z centrum kosztuje 2.50 euro, jeśli ktoś jedzie z bliższych stacji to nawet 2 euro. Nie są ważne bilety 24 godzinne (4.50 euro) pozwalające na podróżowanie po całej miejskiej strefie Mediolanu. Specjalny bilet dzienny za 8 euro, obejmujący targi i miasto ważny jest tylko w dniu skasowania do północy.
Bilety na Expo lepiej kupić przez oficjalną stronę www.expo2015.org. Jeśli znamy datę wizyty to 34 euro, bilet otwarty to 39 euro za dzień. Dla nocnych/wieczornych Marków bilety od 19.00 kosztują 5 euro. Ale w ostatni weekend kolejki robiły się już na stacji metra. EXPO czynne jest do 23, choć rozważa się przedłużenie otwarcia w weekendy przynajmniej do północy.
Na miejscu można spróbować kuchni wielu krajów świata (poza Polską, stan na połowę maja) przekąski zaczynają się od 2-3 euro, dania 10 -20 euro, pizza 10 euro, piwo na stoisku niemieckim od 5.50 za pół litra (na wynos, 5.90 na miejscu), kawa 1 euro. Smacznego!
* © Marcin P 🙂