Są ludzie, którzy lubią pieprzyć. Dla wielu z nich Kambodża jest wprost ziemią obiecaną. Szczególnie okolice Kampot. Mało casu, krucabomba, ale musiałem tu się pojawić.
Kto liczy na pikantne historie seksualne może opuścić stronę. Będzie o pieprzeniu, ale pieprzem z Kampotu. Czyli dla tych, którzy jak marynarz z szanty: sypią pieprz do konfitury i do zupy mlecznej. A mało brakowało a wszystko (nomen omen) spieprzyliby komuniści. Bandyci od Salotha Sara (ksywka Pol Pot) niszczyli wszystko co miało związek z jakąkolwiek kulturą. Nie wystarczyło im zabijać okularników co jako okularnika mnie szczególnie wkur..za. Bo oznaczało to w latach siedemdziesiątych, że ktoś czytał więcej książek niż ustawa przewiduje. Niszczono wszelkie przejawy kultury materialnej czy religijnej. Co kretynom przeszkadzały uprawy jednego z najlepszych pieprzów na świecie? Czy to dlatego, że były na stołach najlepszych restauracji Paryża i Londynu? (Rysunek za www.kampotsurvivalguide.com). W każdym razie czerwoni wymyślili sobie, że uprawiać się będzie tylko ryż, a uprawy pieprzu w większości zostały zniszczone. Na szczęście po upadku kryminalistów plantacje zaczęły się odradzać. Równie szczęśliwie pieprzowi wystarcza dwa do czterech lat by mógł obrodzić. Drewniane słupy wokół których się wije, zastępowane są ceglanymi kominami dzięki czemu jest jeszcze bardziej przewiewnie. W okolicach Kampot jest plantacja, której dodatkową atrakcją już wkrótce będą wczasy w pieprzu. Domki właśnie są wykańczane. Ciekaw jestem czy będzie można spać tam w okresie zbiorów, który właśnie się zaczął. Bo dość restrykcyjnie podchodzą tu do higieny. Wystarczyło, że dotknąłem pierwszy raz widzianego przeze mnie pieprza długiego(czy może pieprz długi) A już w fabryce niemalże włączyły się alarmy. Na szczęście był już ułamany fragment, który nie przeszedł kontroli jakości i pozwolono mi go zatrzymać za darmo. 10 sztuk czerwonego pieprzu pierwszej klasy kosztuje około 5 dolarów (!). To mniej więcej tyle ile za 7 godzin pracy dostają panie dokonujące selekcji. Nie tylko pieprz długi ale i zwykłe ziarenka, są tu ręcznie przebierane. Z nalotem – do powtórnego suszenia, złamane – na przemiał, duże regularne ziarna – na sprzedaż. Zanim więc zaczniesz narzekać na swoją pracę pomyśl o selekcjonerkach pieprzu. Dziennie przerzucają one 3-5 kg ziaren. Czarnych, czerwonych, białych… Co ciekawe są one zbierane z jednego krzaka. Zielone i lekko zażółcone idą do suszenia przez kilka dni. Z nich robi się pieprz czarny. Gdy pozostawione na krzaku dojdą kolorem z zielonego do żółto-pomarańczowego, parzy się je we wrzątku przez minutę, I suszy. Jeżeli chcemy pieprz biały, to zamiast minuty parzymy go pięć minut. Potem obiera się skórkę – ręcznie – i suszy. Nic dziwnego, że taki pieprz z Kampotu kosztuje potem nawet 30 -50 dolarów za kilogram. W hurcie. Bo w małych, niespecjalnie ozdobnych opakowaniach trzeba zapłacić od dolara za 10 gramów. Jaka jest teraz cena uncji złota? 🙂 No, ale złotem nie doprawimy potraw.
Zdravim!
Mieczysław
Kampot 12 marca 2015