Bonżur!
Święta, święta i… czas do sanktuarium. W Pirenejach można jeszcze od biedy jeździć na nartach, ale właśnie zaczyna się czas pielgrzymek do Lourdes.
Zazdroszczę Krakusom. Oni nie dość, że mają Ryanaira bezpośrednio do Lourdes (lepsza opcja na dziś nd-czw; wylot z rana powrót wieczorem, więc tak naprawdę mamy jeden dzień dłużej). Z Modlina lot jest o mało chrześcijańskiej godzinie. Właściwie z soboty na niedzielę można jechać na lotnisko prosto z imprezy. A tak, nocne autobusy pełne są nieświeżych imprezowiczów. No i Ryan z Modlina leci do Tuluzy. Która sama w sobie też jest nie do pogardzenia. Ale to jednak Lourdes jest dla ogromnej większości bardziej rozpoznawalnym miasteczkiem. Napisałbym, że jednym z najbardziej rozpoznawalnych francuskich, ale… Kiedy Bernadetta doznała objawień, opowiedziała o nich w dialekcie oksytańskim. Przy okazji: jakieś dwa lata temu rząd francuski postanowił połączyć dwa regiony w jeden. I w czasie Euro, barką z przyjaciółmi płynęliśmy ostatni raz po Langwedocji. Teraz jest to Oksytania 🙂 Takie tam biurokratyczne didaskalia. Ale dialekt oksytański zwrócił moją uwagę, właśnie dlatego, że słowa Bernadetty za nic nie przypominały francuskiego. Bardziej hiszpański, czy raczej kataloński. No cóż, góry, i to tak wysokie jak Pireneje, już tak mają.
Sanktuarium w Lourdes jest zupełnie inne niż te w których do tej pory bywałem. Oczywiście w każdym jest – ze swej natury – wiele próśb o uzdrowienie. To kwestia wiary. Ale w żadnym nie widziałem tylu chorych, niepełnosprawnych i ludzi na wózkach. Powstały całe sektory szpitalne. Nic dziwnego. Liczba niewytłumaczalnych “na zdrowy rozum” uzdrowień to grubo ponad sześć tysięcy. Kościół za cudowne uznaje około 70. I to tylko te “udowodnione”. Część osób w obawie przed żmudnymi badaniami nie zgłasza tego faktu. W każdym razie plac przed sanktuarium zawsze pełen jest ludzi oczekujących cudu. Ale także zwykłych gapiów i turystów. Przez 160 lat (w tym roku okrągła rocznica objawień) wykształcił się prawdziwy przemysł obsługi pielgrzymów. Nie może w nim zabraknąć pamiątek. Tradycyjnych i tych mniej tradycyjnych. O ile jeszcze figurki, obrazki różańce są czymś naturalnym to jest tu prawdziwe zagłębie nieoczywistych suwenirów. Kubki, kieliszki, dziecięce śliniaki, skarpety, torby, torebki, otwieracze i korkociągi a nawet… obcinacze do paznokci… Mnie najbardziej zaskoczyła talia kart. Na szczęście Grota Objawienia była narysowana tylko na decku (koszulce). Figury były tradycyjne, inaczej pewnie waletem trefl byłby Judasz Iskariota…
Sante!
Mieczysław
Lourdes 10 kwietnia 2018
PS Więcej aktualnych informacji na stronach www.lourdes-infotourisme.com, warto sprawdzić przed wyjazdem, czy nie odbywa się jakaś duża pielgrzymka francuska, bo wtedy znalezienie miejsc noclegowych może być trudne