Bonżur!
Narzekałem, że pachnę lawendą? Już nie pachnę. Nawet ziołami prowansalskimi. Teraz wokół mnie prawdziwy męski aromat koński. A raczej efektów końskiej przemiany materii.

Bo to nie prawda, że konie pachną źle. Zaryzykowałbym twierdzenie, że pierwszego maja wszystkie konie były lepiej wymyte, wyszczotkowane, wypielęgnowane niż ja po wieczornym spa. To zresztą nie byłoby nawet specjalnie trudne. Ale zwierzęta jak to zwierzęta. Sikają nawet pod kościołem, niczym w Brukseli (tam jeden z kościelnych murów jest pisuarem). Ale poza tym odpicowane na maksa. Fete des Gardians to jedno z największych świąt lokalnych pasterzy bydła. Zapomnijcie jednak o stereotypie biednego pastuszka z witką. Tu chyba nawet więcej znaczy niż północnoamerykański kowboj i południowoamerykański gauczo. Przy okazji świętego Jerzego ktoś tam kiedyś wymyślił prowansalskie rodeo. Zaczyna się jak Pan Bóg przykazał: paradą przez całe miasteczko Arles. Lokalna prasa naliczyła ich 150. Ale według moich rachunków było ich nawet dwieście. Wszystkie białe. Jakby któraś z panien na wydaniu szukała kawalera na białym koniu to tutaj. Wprawdzie na początku jadą stateczni małżonkowie. feteblg05“Przybieżeli do Arlesu pasterze, każdy swoją kobitę z tyłu wiezie” Ale kawalkadę zamykają samotni jeźdźcy. Na życzenie i za drobną opłatą 😀 kilka fot mogę przesłać na priv. Parada rzeczywiście imponująca. Potem błogosławieństwo proboszcza i obiad/sjesta. A po południu harce na arenie zbudowanej jeszcze przez Rzymian. Kiedyś walczyli tu gladiatorzy. Dzisiaj była areną bezkrwawych popisów sztuki poganiania bydła. I jednocześnie ujeżdżenia koni (białych). Zręczność zręcznością, ale naprawdę miło było popatrzeć jak jeźdźcy w miejscu z galopu zatrzymują konie, skręcają, balansują….feteblg04 Readers of Horse and Hound should be delighted! Prawdziwym mistrzostwem była współpraca grupy “gardianów” i zmuszenie grupy byków do podążania za końmi. Mimo, że padał deszcz lepiej było założyć okulary słoneczne. Piach spod kopyt sypał prosto w oczy! Bo miałem ten przywilej, że zmagania oglądałem z poziomu zero. Taka praca. Dotarcie tam wbrew pozorom nie było takie łatwe. W sensie fizycznym, a nie akredytacji. Rzymianie mieli bodaj ze trzy kategorie siedzisk. Wprawdzie teraz jest tu ze trzy razy mniej miejsc niż dwa millenia temu, ale nadal kombinacja przejść potrafi zmylić nawet biegaczy na orientację. Dość powiedzieć, że o mało nie wylądowałem na wejściu dla byków. Szczęśliwie udało się wejść we właściwy sektor: między arenę a półtorametrową bandę. O ile wszelkie końskie pokazy były przewidywalne, to gwoździem programu był rodzaj zabawy w kotka i myszkę. Kilkunastu ubranych na biało młodzieńców drażniło byka. Może nawet bardziej lepsze było określenie gra w berka. Podbiegasz do zwierzęcia (circa 500 kilo), stukasz w głowę i sp..adasz gdzie pieprz i lawenda rośnie.feteblg06 Podziwiałem zręczność, szybkość i skoczność chłopaków ważących z 8 razy mniej od wściekłego bydlęcia. Zresztą każdy byłby wściekły jakby jakieś szybkie konusy podbiegały, klepały go w głowę i uciekały za barierę. Nie do przeskoczenia. Tylko zastanowiły mnie inne barierki tuż przy murze. Niestety zrobione na wymiar ubranych na bialo chlopaczków. Zastanawiałem się co bym zrobił, gdyby byk przeskoczył pierwszą barierkę. Okazuje się, że w takiej sytuacji nie ma czasu na kalkulację. Wciągnąć brzuch czy wskoczyć na arenę. Sandał zapięty, spodnie podciągnięte i sam się zdziwiłem jak szybko wskoczyłem na arenę. No, ale byk był w tym czasie na moim miejscu.feteblg03 I jedynym zmartwieniem było to, że nie zdążyłem wyjąć szerokątnego obiektywu. Szczęśliwie nie było też tzw “brązowych getrów z tyłu”, czyli nie dałem plamy. Ale z czystym sumieniem poszedłem do baru torreros na miejscowy pastis
Sante!
Arles 2 maja 2015
PS. Obrońców zwierząt uspokojam. Bykowi nic się nie stało. To była impreza pasterzy, nie torreadorów.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *