Hejka! Jeśli nie wiecie jaką lekturę zabrać w podróż to polecam Włóczęgę z Archipelagu Grzegorza Kapli.

Show More Show Less

Niewiele tu ostatnio robię recenzji, bo i niewiele ostatnio trafiam dobrych książek o podróżach. Powiem zresztą szczerze, że gdybym przeczytał tylko polecajki z okładki, to dwie na trzy raczej by mnie nie przekonały. Ale skądinąd wiem, że Grzegorz (bo mam przyjemność znać go osobiście) pojechał do Indonezji w porze – powiedzmy – nie najbardziej sprzyjającej podróżom. Już samo to jest intrygujące. Huragany, wiatry, sztormy to jest coś co ludzie w drodze najczęściej starają się omijać. Szczególnie w Indonezji, gdzie są tysiące wysp. Podróż między nimi to wyzwanie samo w sobie, zwłaszcza jak na statek skaczesz z szalupy i masz nadzieję – inszallah – że złapią cię na statku za kapok. Który i tak na nic się nie przyda, bo jak nie złapią to wpadniesz między łodzie. W dodatku mrożące krew w żyłach opowieści o festiwalu horrorów, egzotycznych ceremoniach pogrzebowych, chowaniu zmarłych dzieci w drzewie czy o przechodzeniu przez jezdnię pełną pędzących na ciebie samochodów. To akurat mi przypomniało moje podróżowanie po tym kraju dawno temu. I to jak podobnie dziwiłem się, że wyciągnięta ręka zatrzyma sznur samochodów i skuterów. Ten podróżny dziennik pachnie świeżością, także dzięki komentarzom do aktualnej sytuacji politycznej na świecie. Nie wiem na ile czytelnicy w późniejszych latach odnajdą się w tych uwagach. No i żałuję, że wypadły mi z głowy historyczne złodziejstwa i zwykłe podłości Królestwa Niderlandów (zgrabnie wplecione w historie podróżne), których dopuścili się w Indonezji. Przydałoby mi się to ze dwa lata temu, kiedy jacyś Holendrzy próbowali udowadniać swoją moralną wyższość. Nad Słowianami szczególnie. Książkę Grzegorza odebrałem bardzo dobrze także dlatego, że akurat czytałem ją w ponad 40 stopniowym upale. Szczęśliwie powietrze w Azji Mniejszej nie było tak wilgotne jak na Małych Wyspach Sundajskich. Kraj też muzułmański I podobnie jak autor marzyłem tylko o butelce zimnego piwa, wszelkie aktywności odkładając na czas po zachodzie lub w okolicach wschodu słońca. Przyznam, że często różne książki, które skończę czytać w drodze, zostawiam na półce miejscowych noclegowni. Ta, mimo upałów wróciła ze mną do domu, chociaż pewnie autor by się nie obraził, gdyby jego dzieło zostało w Kapadocji, w prawdziwie przyjaznym backpackerskim hostelu. Jeślibym miał się do czegoś przy tej książce przyczepić to do braku map. Tak, już widzę te komentarze – no przecież są. Jak mawiali moi profesorowie kartografii: jeśli coś nie ma siatki geograficznej, to jest to jedynie bohomaz.

Grzegorz Kapla, Włóczęga z Archipelagu. Opowieści podróżne. Indonezja

Do tego kursywa w nazwach lądów, ogólny bałagan i mieszanina czcionek użytych przy tych bohomazach sprawia, że wypadają plomby z zębów, ,,woda mię się gotuje” a ziemniaki gniją w piwnicy. Doprawdy, moja podróżna serwetka, choć pognieciona i też bez siatki, ma większą wartość poznawczą. No, ale to przecież trudno za to winić autora tekstu. Dobrze, że przynajmniej okładka przyciąga wzrok. Mimo tych niedociągnięć edytorskich warto książkę Grzegorza Kapli kupić. Nie zamiast przewodnika. Przewodnik po Indonezji też kupicie. Zaraz po tym jak pod wpływem lektury wydacie pieniądze na lot do Dżakarty lub Denpasar
Bersulang!
Mieczysław
Warszawa 15 lipca 2024
PS Książka Grzegorza Kapli ,,Włóczęga z Archipelagu. Opowieści podróżne. Indonezja” ukazała się nakładem wydawnictwa Kontynenty. Jest też dostępna jako e-book.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *