Ahoj! Śpisz? Jedziesz na Spisz? Na Spisz szybko na listę mnie wpisz!

Show More Show Less

Zaproszeniu na Słowację – jeśli tylko nie mam innych zobowiązań – nie odmawiam. Zwłaszcza w góry. I górki. No i wylądowałem na Spiszu Północnym. To znaczy dla nas jest on bardziej południowy (bo kawałek Spisza jest w Polsce), ale dla Słowaków to północ. Nie dalej jak dwa tygodnie temu na festynie słowackim w Łomiankach zachęcałem do odwiedzin Lesnicy (godzinny spacer ze Szczawnicy Zdroju), gdzie króluje od wielu lat Jan Gondek, charyzmatyczny gospodarz hotelu i karczmy, pod którą (prawie) kończą się słowackie spływy Dunajcem. Nie wiem ile osób przekonałem, ale wyszło na to, że przynajmniej siebie po raz kolejny tak. Czyli szewc w butach chodzi. Jednak pogoda nas nie rozpieszczała. Mało brakowało, a mielibyśmy wyłącznie alternatywne zwiedzanie atrakcji Spisza. Co nie byłoby takie złe.

Dawne cele brata Cypriana, prekursora zielarstwa i – według legend – paralotniarstwa od niedawna znów służą alchemikom. Bo jak inaczej nazwać magiczną przemianę słodu i chmielu w przepyszne piwo? Jedynym minusem jest umiejscowienie tego minibrowaru. Bo jak po degustacji ruszyć potem na spływ choćby i w miarę bezpiecznym pontonem? Niestety spróbować tego piwa można jedynie na miejscu. To naprawdę browar ,,mini”

Nieco większą produkcję ma Nestville położone pod Starą Lubowlą. Produkcja jest na tyle duża, że ich piwo serwowane jest także pod zamkiem słynącym z przechowania naszych klejnotów koronnych w czasie Potopu Szwedzkiego. Piwa spróbowaliśmy zresztą w gorzelni zamkowej, nawiązującej do tradycji z połowy XVIII wieku. Ich gruszkówka też jest zacna, ale na taki upał i burze lepsze było jednak piwo z ,, Bocianiego Gniazda”. To logo jest na pierwszej słowackiej destylarni… whisky. Kiedy pierwszy raz zwiedzałem ich muzeum/fabrykę to whisky – szczerze pisząc – nie rzucała na kolana. Ale było to 12 lat temu. Teraz destylat dwunastoletni (a nawet o połowę młodszy) jest niczego sobie.

Wydawać by się mogło, że od nadmiaru degustacji człowiekowi zakręci się w głowie. Ale bardziej straciłem rozeznanie w jednym z największych labiryntów w tej części Europy. Naprawdę czasem miałem ochotę przedrzeć się przez żywopłot. Jakim cudem udało się dotrzeć do wieży w centrum (i z powrotem) i to bez używania zdjęć z gugla – nie wiem. Za to było to fantastyczne przygotowanie do znalezienia swojego pokoju w hotelu Hwiezdoslav w Kieżmarku. To jeden z historycznych hoteli Słowacji zbudowany tak naprawdę w kilku zabytkowych domach, więc trzeba było użyć zmysłu orientacji, żeby trafić do łóżka. I wrażenie nie zepsuje kiepski barman, który mimo młodego wieku pielęgnuje najgorsze tradycje postkomunistycznej obsługi. A sam Kieżmark? Piękne miasteczko. Aż dziw, że mimo tylu pobytów na Spiszu trafiłem tu pierwszy raz. Jakoś zawsze mijałem je bokiem. I nie dlatego, że nie ma tu żadnego browaru ani destylarni. Ba! Nawet jedną z karczm przerobiono tu na kościół.

A dokładnie zakrystię kościoła Świętej Trójcy. Zdarzyło się to w XVIII wieku. Ale o tym więcej napiszę do zaprzyjaźnionego portalu. Trzymajcie rękę na pulsie i sprawdzajcie co tam się pojawi prócz informacji branżowych w Waszej Turystyce.
Na zdravicko!
Mieczysław
Kieżmark 19 lipca 2024

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *