Hejka,
Dzisiaj o tym, że podróże mogą być niebezpieczne. Szczególnie wizyty w UK czy USA. Bo kiedy potem wrócimy do domu trudno jest się przestawić.
Może nie zauważysz tego po weekendzie u Jankesów czy Brytyjczyków, ale dłuższy pobyt zmienia perspektywę. Weźmy choćby takie komputery przenośne – podstawowy sprzęt do pracy w podróży. Przez dłuższy czas miałem zgrabnego Samsunga. Choć nie zawsze wytrzymywał trudy Sahary czy Amazonki, to w czasie gwarancji raczej nie było problemów z usuwaniem skutków awarii. Nie wiem jak teraz, ale kiedyś po zgłoszeniu przyjeżdżał kurier i po dwóch dniach odwoził sprzęt. Wygodne, choć zawsze to parę dni bez laptopa. Dlatego skusiłem się na nekstbiznesdejserwis Della. Sprzedawca kusił mnie europejskim i światowym zasięgiem gwarancji, nawet jeśli biznes dla nich trwa od poniedziałku do piątku. Coś się spieprzy w piątek i do poniedziałku nie masz szans na gwarancyjną naprawę. Ok. Wytrzymała obudowa, większy ekran, więc dałem namówić się na amerykańskiego Della. Wiem jak wygląda obsługa klienta w USA. Do tego geograficzna nazwa Latitude. Więc nawet specjalnie mnie nie zmartwiło, że już po trzech miesiącach pojawiły się pierwsze blue screeny. Zaraz potem czarny ekran i dysk error. Przecież mam nekstbiznesdejserwis. I do tego początek tygodnia. Dzwonię na infolinię. Dobrze, że rozmowy teraz są takie tanie, a głośnomówiące głośniki pozwalają czekać na połączenie z konsultantem bez rozpalonej słuchawki przy uchu. Dlaczego konsultanci firm komputerowych rozmawiają tak, jakby klienci byli po lobotomii. Dostosowują się do własnego poziomu? Nie przeszkadza to zaraz potem spytać czy potrafi pan zmienić twardy dysk w kompie. Spokojnymdellblg głosem powiedziałem, że nawet gdybym potrafił, to nie będę zrywał plomby gwarancyjnej. Więc dziękuję uprzejmie za przesłanie nowego dysku kurierem. Proszę o technika zgodnie z nekstbiznesdejserwis. Technik przyjeżdża następnego dnia. Tknęło mnie przeczucie. Dlaczego ma tylko śrubokręt i dysk?
– Czy system jest zainstalowany na dysku? – Nie mam na to zlecenia, tylko na wymianę na nowy… No, żesz k5m3! Kupiłem kompa z zainstalowanym systemem, to dlaczego nie instalują mi go przy wymianie wadliwego dysku? Czy jak w samochodzie jest problem z silnikiem, to dostajesz nowy i musisz go sobie zamontować? Niestety technik nie umiał odpowiedzieć na to pytanie.
Kolejny telefon. Znowu test na lobotomię. Tak, komputer jest podłączony do sieci i ma sprawną baterię.
– A czy robił pan diagnozę systemu? To prosta sprawa, wciska się dwa guziki i po godzinie mamy nr błędu. Proszę go spisać i oddzwonić.
Rzeczywiście prosta sprawa. Nr błędu mam po 45 minutach. Dzwonię na infolinię. Serdecznie zapraszamy od godziny 8 do 17. Pierwsza rozmowa odbyła się tuż przed 17. Muszę więc czekać do następnego dnia.
Kolejny dzień i kolejny telefon. Po połączeniu z konsultantem od razu wrzucam: komputer jest podłączony do sieci, bateria jest sprawna, wymieniam nr serwisowy komputera (znam go już lepiej niż swój PESEL), nr błędu, kod “walidacyjny” cokolwiek to znaczy. -Pan poczeka zaraz sprawdzę.
Po chwili dodaje: to jest błąd dysku! Musimy go panu wymienić. No geniusz! Udaje mi się przekonać bystrzachę po drugiej stronie linii, że płyta instalacyjna przy netbooku bez czytnika cd jest o kant dupy potłuc.
Następnego dnia przyjeżdża kolejny technik. Najwidoczniej nie uświadamiam sobie swojego szczęścia, bo kilka razy wspomina, że instalacja systemu operacyjnego nie leży w zakresie jego obowiązków. Żałuję, że nie jestem dostawcą pizzy. Gdyby nasz oddział Della zamówił pepperoni dostałby ode mnie ciasto (a może tylko nieco mąki, drożdży i jajko), trochę mozarelli i papryki pepperoni. Wstawcie sobie sami to do pieca. KFC powinno im żywe kurczaki przywozić… Ale w końcu technik łaskawie się zgodził uruchomić program instalacyjny (z pendrajwa – Brawo!). I nawet spytał o podział na partycje. Tym mnie zmylił. Uznałem, że wszystko ok, podpisałem zlecenie i zamknąłem drzwi. Rzeczywiście system się zainstalował po 10 minutach od wyjścia technika. Niestety bez podstawowych sterowników takich jak grafika. Dzwonię.
– A to pan sobie ściągnie z sieci!
– No tak, ale sterownika do karty sieciowej też nie ma!
– To pan skorzysta z innego komputera!
Jeśli czyta to jakiś dellowy kopyrajter to proponuje hasło reklamowe: Aby korzystać z naszego Della, musisz mieć wcześniej Samsunga!
Żeby nie było. Odpaliłem staruszka. Wchodzę na stronę Della. Pierdylion sterowników. Naprawdę nie mam obowiązku znać ich wszystkich. Zamykam pudełko i jadę na giełdę w podziemiach obok GUS-u.
Panowie: jest problem. – Nie ma problemu. Pan przyjdzie za pół godziny.
Przyszedłem. Wuala! Laptop śmiga, gra i trąbi, łączy się z siecią.
Ile płacę? 20 (słownie: dwadzieścia) złotych!!!! Panowie z Della wymienili mi dysk warty 300-400 zł, ale poskąpili usługi wartej dwie dychy? Mistrzowie strzału we własne kolana nie omieszkali oczywiście w amerykańskim stylu wysłać ankiety badającej satysfakcję klienta.
Rzuciłem im scrabble’a za 17 punktów: Aabejłoopws? Niech sobie sami, k… ułożą, co o nich myślę.
Zdravim
Mieczysław
PS Tekstu nie sponsorował ani Dell ani Samsung. Nawet panowie z giełdy pod warszawskim GUS-em. Mam nadzieję, że nie pomyliłem numerów (bo zawsze wchodzę “na pamięć”): polecam lokal nr 36, północne przejście podziemne.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *