Bom dia! Kiedyś już chyba mówiłem, że nie ma nic nudniejszego niż żeglarstwo 😉 Morskie jest jeszcze bardziej nudne, bo halsy są dłuższe.
A jeszcze nudniej jest jak zamiast żagli włącza się katarynę. Silnik, nie słynną blogerkę. No chyba, że płyniesz pod żaglami w regatach. Oooo to zupełnie inna bajka. Albo, tak jak jak teraz, w poszukiwaniu delfinów. I zupełnie mi tu silnik nie przeszkadzał. Kiedyś szukałem delfinów błękitnych na Amazonce. Deszcz zmoczył nas tak, że jak już dygnęły nam przed peke-peke jakieś okazy, to i tak wszyscy na łodzi mieli to w głębokim poważaniu. Teraz raczej groził na katamaranie udar słoneczny. I też było nudno, dopóki nie pojawiły się stada. Raz z jednej, raz z drugiej burty. Rufa/dziób. Czy raczej dzioby, bo to katamaran. Dobrze, że nie bujało bo inaczej ćwiczylibyśmy operację człowiek za burtą. Człowiek, czyli ja bo inni pasażerowie zachowywali spokój i rozsądek. Czasem miałem wrażenie, że delfiny złośliwie bawią się w chowanego. Trzeba przyznać, że nawet bez przepasek na oczy miały przewagę. O wiele łatwiej było zrobić zdjęcie zwierzętom z miejscowego mini-safari Portobello. To niezła atrakcja dla dzieci, choć były tu też zwierzęta niekoniecznie południowoamerykańskie. Wielbłąd na zielonych łąkach (wszak to nadal Costa Verde) to dość surrealistyczne przeżycie. I trochę niestety na tej plaży czułem się jak te zwierzęta na safari. Takie trochę większe zoo. Na szczęście ruszyłem w górę. Circa about 1000 metrów powyżej poziomu Costa Verde. Woda tu zdrowsza. A miasteczko budowali niemieccy emigranci na zamówienie Habsburgów. Mogę więc spodziewać się tradycyjnego wzbogacenia kulturowego. I się nie zawiodłem, choć Wagnera nie słyszałem. Tymczasem kilka fot zwierzęcych, które można pokazać nawet dzieciom w przedszkolu. No, może przy ostatnim zdjęciu trzeba będzie dokonać jakiejś paraboli tłumaczeniowej. Wszak nic, co żółwie nie jest nam obce….
Saude!
Mieczysław
Portobello – Itaipava 26 lutego 2016