Bonżur!
Nie wierzę w przesądy. Ale znaków nie należy lekceważyć. Kiedy do jednej z tygodniowych gazet codziennych dodano książkę Petera Mayle’a “Prowansja od A do Z” postanowiłem ruszyć na południe Francji.

Swoją drogą szkoda, że tak fajna książka jest dodawana za darmo do “jutrzejszego opakowania ryby z frytkami”. Na wszelki wypadek sprawdziłem, i okazało się, że w kilkunastu kioskach dodawano rzeczywiście jakiś szrot. Więc mam szczęście. Potem w samolocie z Sajgonu obejrzałem “Dobry rok”, również nakręcony na podstawie książki tego samego autora. A jeśli do tego dodać promocyjne ceny biletów (taniej jest przez Charleroi niż bezpośrednio do Marsylii), to widać, że musiałem tu trafić. I od razu zapachniało lawendą. Choć w rejonie Camargue wcale jej się nie uprawia. To domena Prowansji na północ od Awinionu. Będzie ze czterdzieści kilometrów stąd. Ale nie przeszkadza to wszystkim sprzedawcom w drogeriach reklamować lawendy lub lawendowego mydła:arlesblg02 jak jesteś zestresowany to relaksuje i usypia. A jednocześnie przy zmęczeniu pobudza aktywność umysłową. Płacąc minimum 55 euro za 100 gram olejku lawendowego klient musi być zadowolony. Mi wystarczają opary a i tak jestem cały czas aktywnie zrelaksowany. Gdzie nie wejdę jest zapach lawendy. Mawia się, że mężczyzna powinien pachnieć dobrą whisky i cygarem. No to nie tutaj. Tutaj mężczyzna pachnie lawendą i anyżkiem (od pastisu) Być może jestem przewrażliwiony, ale nawet stoliki i słupki na ulicach mają fioletowy kolor. arlesblg01Widzę też fioletowe króliki i misie. Ciekawe, jak jest po prowansalsku Biały Miś? Albo zaczynam już mieć przywidzenia od tego zrelaksowania. Lawenda na pewno nie zrelaksowała Wincentego Van Gogha. Inaczej chłopak nie ciachnąłby sobie brzytwą ucha. Ponoć tylko kawałek, ale na stoiskach z pamiątkami można znaleźć figurki z jednym uchem. Nikt jeszcze nie wymyślił, żeby sprzedawać samo ucho. Nie znajdziemy domu tolerancji (jak eufemistycznie Prowansalczycy nazywali pospolity zamtuz) do którego artysta zaniósł to, co sobie obciął. W czasie wojny budynek zbombardowano podobnie jak tzw. żółty dom w którym mieszkał. Zresztą stały blisko siebie, parę minut spacerem. Lokalesi nie pałali do malarza miłością. Ich potomkowie przeklinają ich do tej pory. Obrazy, które powstawały pod wpływem lawendy osiągają na aukcjach rekordowe kwoty. Z wielu dzieł Van Gogha w mieście na stałe znajduje się jeden obraz, martwa natura z książkami. W nowoczesnym budynku fundacji jego imienia prezentują się współcześni malarze. I tu pętla znaków się zamyka. Jednym z nich aktualnie jest Yan Pei-Ming. To Chińczyk urodzony w Sajgonie, który uciekł stamtąd po wojnie wietnamskiej. Znaków nie można lekceważyć. 🙂
Sante!
Arles 30 kwietnia 2015
PS Fioletowych pól lawendowych nie szukajcie, bo teraz ich nie znajdziecie. Trzeba poczekać przynajmniej do połowy lipca lub nawet sierpnia.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *