Bongu! W czasie deszczu dzieci się nudzą. Dorośli mogą zwiedzać kościoły. Albo kaplice.
O przechodzącym froncie atmosferycznym już pisałem. Pogoda potrafiła zmienić się w kilka minut. Fotograficznie to bajka, bo światło było fantastyczne. Czasem nawet pojawiała się tęcza. Jeśli gdzieś jest tęcza to gdzieś czasem musi lać. Ale nie ma tego złego. Przez ten deszcz przegapiłem swój przystanek i – nie uwierzycie, że przypadkiem – trafiłem na imprezę klubową mistrza Malty w piłce nożnej, Hamrun Spartans. Kibice świętowali w sklepiku z pamiątkami, który jest jednocześnie barem (czynny od 17.30) Koszulki przykryte były płachtą a piwo lało się strumieniami.

Nawet chciałem pójść na ten mecz, ale samolot trochę się spóźnił. No i zwycięska bramka padła w doliczonym czasie gry, co przy tej pogodzie mogło wystawić na próbę kibicowska cierpliwość. Spartanie z Hamrun pokonali swoich sąsiadów z dzielnicy obok. Patrząc na te kluby to wygląda to tak, jakby np Grochów pokonał Saską Kępę. Bardzo fajne lokalne podejście w tym zglobalizowanym świecie, także sportowym.

Na Malcie funkcjonują jeszcze inne, genialne ,,wynalazki”. To tzw ,,band clubs”. Każda parafia (a jest ich tu trochę) ma swoją orkiestrę, która grywa na procesjach. I taki klub to jest miejsce gdzie – teoretycznie – mogą poćwiczyć. Prób instrumentalnych nie widziałem. Może ćwiczą z rana lub przed świętami. Ale taki klub to jednocześnie miejsce spotkań lokalesów. Nawet na głównej ulicy w Valeccie są ze dwa takie miejsca.

Turyści czasem nawet wpadają do – bodaj najstarszego – King’s Own Band, ale już klub Filharmonii Narodowej pod numer 297 przy tej samej Republic Street jest mniej przez nich odwiedzany. Niezły jest też Gejtanu oraz ten vis-a-vis bazyliki Chrystusa Króla w Paoli. Praktycznie każda dzielnica/parafia ma coś podobnego. Nawet obok mojej noclegowni trafiłem – znów przypadkiem 🙂 – na imprezę parafialną. Wypiliśmy po pół pinty piwa z nowym – chyba – proboszczem. To znaczy ja wypiłem całą, bo x. Stefan (zostańmy przy spolszczonym imieniu) mnie zaskoczył
- Jesteś z Polski? Byłem w Białymstoku, fajne miasto!
No jak mam zaprzeczyć? 😛
Padre okazał się być kolegą dawnego biskupa Archidiezecji Białostockiej.

Fajne są te ,,kluby orkiestrowe” Mocno integrują lokalną społeczność. Jedynym minusem jest to, że rzadko mają tu piwo z beczki. Tu przewagę mają klasyczne angielskie puby.
To angielskie dziedzictwo kulturowe (obok zwyczaju picia herbaty, ruchu lewostronnego i gniazdek) przybyło wraz z brytyjską marynarką wojenną. Tam gdzie ,,navy” tam zwiększa się sprzedaż piwa. Bardzo fajnie przedstawione to jest na multimedialnej (bo jakżeby teraz inaczej) wystawie Farsons Brewery Experience, czyli muzeum najpopularniejszych tu marek piwa Farsons i Cisk.




Ta druga nazwa to maltańska wymowa słowa ,,czek”, który wprowadzał bankier i browarnik Markiz Scicluna. 70 letni budynek w stylu art deco nie służy już do masowej produkcji piwa. Miedziane kotły są dekoracją w restauracji na dole, a piwo warzy się w stalowych kadziach w nowej fabryce (tuż obok). Prócz oczywistej w takich przypadkach degustacji na dachu browaru, warto odwiedzić kaplice. Tak, wiem, że na Malcie jest 365 kościołów. Piwosze muszą jednak odwiedzić trzecie piętro browaru. Kaplicami nazwano je ze względu na sklepienie. I przy okazji Chapels to nazwa browaru… rzemieślniczego. Produkcja przemysłowa jest obok, a tu miedziane kotły nadal pracują, choć na mniejszą skalę. Jedną z atrakcji – prócz świeżych kilku gatunków piwa – jest możliwość samoobsługi. Nie ma opcji, żeby było niedolane do kreski. O ile starczy kredytu na specjalnej przedpłaconej karcie.
Cheers!
Wasz Sokół Maltański Mieczysław
Sliema 10 stycznia 2024
PS The Farsons Brewery Experience jest otwarte od 10 do 18. Bilet kosztuje 15 euro i wliczone jest jedno piwo w barze Cisk Tap na dachu. Ale do samego baru i browaru Chapels można wejść bez biletów i kupić piwo normalnie. Niepełnoletni mogą zwiedzić wystawę za 5 euro. Bez poczęstunku piwnego
Jeden komentarz