Good Morning! Zmieniam ten czas o godzinę w tę i z powrotem. Tym razem na chwilę wpadłem do Londynu.
Jestem prawie jak Cutty Sark. Tylko ten kliper herbaciany przywoził herbatę do Londynu. Ja w czaj zaopatruję się w Londynie. Niestety nie miałem aż tyle czasu, żeby wpaść na Strand do mojej ulubionej kanciapy Twinnings. Kanciapy, bo sklepik jest szeroki na połtora metra. Dwóch takich jak ja ma problemy, żeby się minąć – a na pewno musimy zdjąć plecaki i wciągnąć brzuchy. Tam mają wszelkie gatunki herbaty premium. Głównie liściasta. Niestety w gieesach londyńskich herbata liściasta jest rarytasem. To imperium upadnie. Nie przez Brexit, o ile do niego dojdzie. Oni nawet herbatę mają teraz głównie w ekspresowych torebkach. Ok, sam taką pijam w drodze, bo wygodniej. Ale w domu – przy okazji: kolekcję puszek Twinningsa mam niezgorszą od tego w ich siedzibie, więc kto ma okazję mnie odwiedzić niech się czuje jak na Strandzie – zawsze parzę liściastą.
Kolejny znak upadku imperium. Na Covent Garden odkąd pamiętam była księgarnia Stanford.

Dwa piętra przewodników, map, literatury podróżniczej. W czasach studiów koledzy zabierali mi portfel, żebym nie przeputał tam całej kasy. Teraz wchodzę – sklep zamknięty. Na szczęście tylko przeniesiony i to w zaułek obok. Adres macie na zdjęciu głównym. Ale wielkość już nie tak imponująca. Dobrze, że na placyku przed samym Covent Garden nadal paradują sztukmistrze, kuglarze i teatry jednego aktora. A w niektórych pubach nadal około 11 wieczorem jest bicie w dzwon: last orders ladies and gentleman, last orders!
Więc może jest jeszcze nadzieja dla imperium
Cheers!
Mieczysław
Londyn 6 listopada 2019