Hej! Już się wydawało, że ten sezon narciarski jest stracony. Ale rzutem na taśmę udało mi się zjechać na deskach ze Zbójeckiej Kopy. I na deskach tam podejść!

Przyznam, że nigdy nie rozumiałem fascynacji Szczyrkiem, jako stacji narciarskiej. OK, może dla mieszkańców Bielska-Białej, którzy mogą tu sobie podjechać pod wyciągi miejskim autobusem. Może Biały Krzyż na Przełęczy Salmopolskiej dla początkujących i dzieci, choć w tym drugim przypadku raczej przedszkolnych. Nie miałem też dobrych wspomnień narciarskich. Raz tłukłem się przez pół Polski i w niecały weekend wydałem więcej niż połowę budżetu tygodniowego w Dolomitach. Innym razem urwał się mi się orczyk. A było to z dziesięć kilogramów temu. Kiedy więc po dłuższej przerwie ruszyłem znowu w Beskid Śląski, to nawet nie zabierałem ze sobą nart. I to w czasie pobytu lutowego, pomimo, że poluzowano na moment obostrzenia panidemiczne. A przecież góry zimą to nie tylko zjazdówki. Człowiek przypomniał sobie stare, dobre wędrowanie. Niektóre schroniska w górach nie wydawały jedzenia nawet na wynos, więc trzeba było sobie samemu robic piknik. Piękna sprawa. I jak zwykle zazdrość mnie zżerała, gdy mijali mnie skiturowcy. Już nawet nie ze względu na wyrzeźbione sylwetki.

Nie dość, że się nie zapadali w śniegu przy podejściach, to jeszcze zdecydowanie wyprzedzali na zejściach. Czy w ich przypadku: zjazdach.
Kiedy więc tylko nadarzyła się możliwość, w ostatnią sobotę marca ruszyłem na skitury. Obok morsowania to w tym roku największy hit zimowego spędzania wolnego czasu. Dość powiedzieć, że na weekend trzeba było rezerwować sprzęt z dużym wyprzedzeniem.

Znowu zamknięte zostały wyciągi dla narciarzy, ale wejść na szlak z nartami można. Ja na wycieczkę ruszyłem z instruktorami ze Szczyrk Mountain Resort. Dwa lata temu już próbowałem swoich sił na Pilsku, ale – podobnie jak przy “zwykłych” nartach – warto na początek pójść z instruktorem.

Narty przesuwaj równolegle – przypomina mi Rafał.
To akurat wiem. Znam teorię. Kiedyś robiłem relacje ze skiturowych zawodów, więc cytując klasyka: Z samych filmów wiem jak było. Tyle, że trzeba sobie przestawić w głowie zapadkę, żeby uwierzyć. A tu ze mną gorzej niż z niewiernym Tomaszem, bo dopiero po dłuższej chwili przyzwyczajam się do myśli, że ta foka zapięta na narcie mnie utrzyma. I utrzyma tylko wtedy, jeśli narty będą równolegle i prostopadle do stoku. No chyba, że stok zbyt ostry i trzeba iść zakosami.

Przećwiczyliśmy to z instruktorami. To, że nie rozwaliłem sobie podczas zmian kierunku kolan, twarzy, rąk czy co tam jeszcze było w zasięgu nart to cud. Podobnie jak to, że doszedłem na grań, czyli Zbójecką Kopę. Dzień wcześniej zrobiliśmy trasę na Baranią Górę, więc organizm jeszcze się nie zregenerował. Jedna z tras narciarskich w Szczyrku nosi nazwę Golgota. Ja na swojej, o wiele łatwiejszej, umierałem ze trzy razy. Dla mnie ta Zbójecka Kopa była jak K2 – ładna nazwa na narty, w których szliśmy. Ale jak mówili instruktorzy, Rafał i Bartek, mieli w tym roku w swoich grupach początkujących sześćdziesięciokilkulatków. Czyli starszych. Na wszelki wypadek nie pytałem czy mieli też kursantów grubszych 🙂
Czy to ostatni dzień na skitury w Beskidzie? W Niedzielę Palmową z rana poszła ostatnia grupa szkoleniowa. Na tarasie domku gdzie mieszkam spadł centymetr świeżego śniegu.
Ale zanim skończyłem pisać śnieg już się roztopił. Chyba idzie wiosna!
Zdravim
Mieczysław
Szczyrk, 28 marca 2021



Snowboard na czas podejścia rozpina się. Czyli splituje.

PS W centrum skiturowym pod Gondolą :www.szczyrkowski.pl można prócz nart K2 można też wypożyczyć snowboardy. Parapet się rozdziela na podejściu, a potem spina. Początkujący, jeśli nie idą w grupie szkoleniowej, mogą wypożyczyć komplety narciarskie czy snowboardowe na 3 godziny. Zapewniam, że na początek zupełnie wystarczy :P!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *