Bom dia! Dawno nie byłem w Portugalii. A na Azorach to w ogóle pierwszy raz. I na pewno nie ostatni!
Bezpośrednich lotów z Polski nie ma, ale jak już ktoś trafi do Luzytanii, to można trafić oferty poniżej 10 euro. I do tego Porto lub Lizbonę w bonusie. Złapałem się na tym, że do Portugalii leciałem jak do siebie. Albo jak millenials. W portfelu tylko 10 euro 48 centów z poprzedniego wyjazdu do Wiednia i na Słowację. No przecież można płacić kartą. Generalnie tak, ale są wyjątki. Na szczęście nawet tyle gotówki wystarczy na najlepsze bifany w Portugalii. Kiedyś już o tym wspominałem, Casa Kanimambo przy Rosa 32 serwuje najlepsze kanapki z wieprzowiną. Palce lizać, choć lojalnie ostrzegam, że luksusów tam nie ma. I ucieszyłem się, że przetrwali panidemię: pewnie głównie dlatego, że obsługują tam lokalesów.
No, ale bifany bifanami, a Azor czeka. Azor, bo krótkie rozpoznanie przeprowadziłem na największej z wysp archipelagu Sao Miguel. Swoją drogą nam nazwa kojarzy się z psami, a po portugalsku to jastrząb. W przeciwieństwie do Wysp Kanaryjskich, które nazwane są tak nie z powodu kanarków, ale właśnie psów. No więc ląduję na tym największym Azorze i od razu wyciągam kurtkę od deszczu. Człowiek w prognozach pogody naczytał się o wyżu azorskim i czekał na ten wyż. Ale to nie teraz. Teraz w zasadzie nawet się nie opłacało się zdejmować kurtki, co najwyżej przetrzeć obiektyw z kropel deszczu.
Gdyby nie te tęcze to myślałbym, że jestem w Szkocji. Tam też: gdzie nie spojrzeć to morze (no tu ocean) i góry (tu wulkany). Tu bardziej zielono i jednak cieplej. Zwłaszcza jak się podejdzie do gorących źródeł. Fakt, smierdzi zgniłymi jajami i siarką.
I sympatyczna pani w informacji od razu ostrzega, żeby broń Boże nie sprawdzać czy para jest gorąca.
Miejscowy OIOM pełen jest niedowiarków. Ja kiedyś sprawdziłem w Boliwii. Dobrze, że miałem na nogach sandał i temperatura na zewnątrz była ujemna. Więc teraz wierzę na słowo. Na szczęście są też baseny, gdzie temperatura nie zetnie nam od razu białka.
Tylko ostrzegam: lepiej zabrać ze sobą ciemne kostiumy. Woda jest koloru kakao i śmierdzi. Jest też ciepła i ponoć zdrowa. Na listopadowe zmiany pogody mamy jak znalazł
Saudade!
Mieczysław z Atlantyku
Ponta Delgada 27 listopada
nawet nie czuję jak mi się rymuje
PS I jeszcze dwa słowa praktyczne. Po sezonie przestaje kursować publiczny transport z lotniska. Można do Ponta Delgada dojechać busem za 5 lub 6 euro od osoby. Jak się ogarnę to wrzucę tu nawet telefon do firmy. Ja nie skorzystałem, bo miał po mnie bus wyjechać za godzinę. To zdecydowanie za długo: poszedłem do Ponta Delgada z buta. Do mojej noclegowni (bardzo zacnej, polecam ===> Azores Dream Hostel – naprawdę dream!) doszedłem szybciej. Całkiem niezła jest komunikacja publiczna: wyspę obsługują trzy firmy, a bilety kupujemy u kierowców. Większość tras autobusowych zaczyna się z centrum Ponta Delgada