Salam! Są miejsca na świecie, które nie współpracują z bookingiem. Trzeba się tylko psychicznie przestawić w czasie takiej podróży.
Ech człowiekowi przypomina się młodość, kiedy wszelkie podróże planowało się z przewodnikiem Lonely Planet. W zamierzeniu wydawnictwo o niskobudżetowych podróżach, ale zawsze podawało pięciogwiazdkowe hotele. A nawet jak rekomendowało tanie opcje, to od czasu wydania hostele i pensjonaty podnosiły ceny. Nie pamiętam, żebym spał w wielu polecanych przez przewodnik miejscach, ale zawsze w okolicy było coś w podobnej cenie a czasem wyższym standardzie. A ponieważ zaprzyjaźnionej Miłośniczce Pokoi Hotelowych przesyłam zdjęcia z moich noclegowni, to postanowiłem wrzucić kilka z nich i tutaj. Tym bardziej, że ceny zwykle są niższe niż łóżko w europejskich hostelach w salach zbiorowych.
Do czasów młodości wróciłem kiedy trzeba było, jak to się ładnie mówi, opuścić strefę komfortu jaki daje ci rezerwacja internetowa.

Oczywiście nie ma problemu z rezerwacja w sieci w Aksum (lotnisko jest na tyle blisko, że każdy hotel oferuje darmowy transfer), Lalibeli (tu lotnisko jest dalej i przejazd kosztuje ze 2 dolary) czy Addis Abebie. Ale są miasta, które chciałem odwiedzić, ale nie były reprezentowane w bukingu. Bo też ile ten buking zgarnąłby prowizji od pokoju, w którym nocleg kosztuje dwa i pół dolara?
Pierwszym miastem było Wukro. Pierwszy hotel, choć cena kusząca – 2,5 dolara – odpuściłem, bo trzeba było się wspiąć na 3 piętro. Bez windy a upał dawał się we znaki. Kolejny, w pięknie położonym ogrodzie nawet wstępnie przyjąłem (fot z lewej). Ta sama cena, a przynajmniej większy plecak zostawiłem. Traktując to jak tanią przechowalnię bagażu i ruszyłem dalej szukać szczęścia i mając nadzieję, że żadne stworzenia nie zaatakują bagażu.


I rzeczywiście, kilkaset metrów dalej były ze dwie fajne miejscówki. Fiseha za 12 usd i Arsema (fot po prawej). Fisehę znajdziecie na mapach gugla. Arsema była całkiem przyzwoita , choć nie znajdziecie hotelu na mapach. (trzeba szukać kawiarni MAFN Spot, a tam są już drogowskazy). Arsema miała nawet balkon z widokiem na lokalny stadion i kosztowała 4 dolary. Jak to ładnie porównuje Corazon: w Zakopanem tyle trzeba zapłacić za nocleg psa. Małego.
W Wukro było łatwiej, bo byłem nieco po południu. W Dire Dawa wylądowałem godzinę przed zmrokiem. Każdy mi tutaj mówi, żeby w dużych miastach po zmroku nie włóczyć się bez celu po ulicy, a co dopiero szukać noclegu. Pierwszy hotel – tak, reklamowany przez LP! – Manneken – to kwintesencja horrorów klasy B, C albo i D. Można kręcić bez dodatkowej scenografii. Pamiętacie scenę z Desperados, kiedy Tarantino przebija się przez kibel do tajnego pokoju handlarzy narkotyków? Miałem mniej więcej takie same odczucia. I to potencjalnie za 4 dolary. Szczęśliwie było jeszcze z pół godziny światła. Najbliższy dostępny był Ras – ,,pięciogwiazdkowy”. A co? Kto bogatemu zabroni? To znaczy pięć gwiazdek hotel miał na dywanie wejściowym.

W dobrych czasach był nawet basen otwarty. Cena, bagatela – ok 15 dolarów. Ze śniadaniem i to podawanym na białych obrusach. Po tych górach nie bardzo wiedziałem jak się zachować przy stole. Hotel zapamiętam, bo tu przeżyłem swoje pierwsze trzęsienie ziemi. Strasznie głupie uczucie. Czujesz się jak na materacu wodnym i przez moment myślałem, że to sąsiedzi tak dają czadu, że całe piętro chodzi. Czwarte piętro. Dobrze, że to tylko 4.9 w skali Richtera, a epicentrum w połowie drogi między Dire Dawa a Addis Abebą.
Teraz wracam już do rezerwacyjnego i sejsmicznego – mam nadzieję- bezpieczeństwa. Dziś znów północ – Lalibela i hotel Blue Nile (którego to Błękitnego Nilu na razie nie można zobaczyć). Skusił mnie jednym: blisko do kościołów wykutych w skale. Ale okazuje się, że ma też świetny widok na okolicę z balkonu.

I niezłą knajpę na dole, choć jak wszystko na prowincji zamyka się to tutaj zaraz po zmroku. W Wukro wszystko zamknięte o 9 wieczorem, tu o 8. Nic to, będę miał czas zgrać zdjęcia. Ale dzień zaczyna się przed 6 rano.
Letenacz!
Mieczysław
Wukro – Dire Dawa – Lalibela
8 października 2024
albo 28 dzień Meskerem 2017
PS W Lalibeli jedyny raz płaciłem dolarami (za trzy noce – 40 USD), w pozostałych w lokalnych birrach. Przeliczam na dolary, bo inflacja tu duża. Jeszcze na początku września przelicznik był 1 usd = 100 birr. Jak przyjechałem wymieniali dolara za 118 a teraz już 124ETB.
W Aksum spałem w Hotelu Obelisk. Czysty, blisko pekaesu, fajna obsługa (wieczorem w barze rozpalają palenisko, bo temperatura spada poniżej 20 C :P). Cena poza bookingiem 15 USD

W Addis tradycyjnie polecam zaprzyjaźniony Heyday Hotel Standardowa cena za dwójkę 45 USD, za jedynkę 35 USD.

Pamiętajcie, żeby przed wyjazdem sprawdzić czy nie ma w lokalnym kalendarzu jakiegoś święta czy odpustu. Wtedy nawet hotelach klasy D może brakować miejsc 🙂
I PS do PS Miałem to wysłać we wtorek wieczorem. Jednak w Lalibeli internet działa tylko w hotelach. A jak udało się ustawić hotspot, to nie mogę wejść na swoją stronę. Nic to, niebawem będę w młodszej niż 800-letnia cywilizacji.
Jeden komentarz