Buona sera! Coraz częściej łapię się na tym, że jadę w miejsca w których już byłem. Tak dawno, że zdjęcia robiłem na slajdach, analogowo.
Przypomniało mi się to kiedy w jednej z uliczek zobaczyłem kaseton z reklamą Kodaka. Ale slajdy, tak jak wszędzie, jest tu trudniej znaleźć niż wolne miejsce do spania. Wszyscy jadą do Wenecji! Z jednej strony mieszkańcy co i rusz narzekają na tłumy turystów. Z drugiej: miejscowa zabawa karnawałowa rozciągnięta została z kilku dni do kilku tygodni. Widać to po cenach nawet w prostych noclegowniach typu hostel. Łóżko, które jeszcze kilka dni temu kosztowało 50 zł, teraz osiąga cenę 150 (słownie: stu pięćdziesięciu złotych). W pokoju szesnastoosobowym (słownie: szesnastosoobowym :)). Na wyspie Giudecca, gdzie żeby dojechać trzeba zapłacić za tramwaj wodny dodatkowe 7.50 euro. Na szczęście w cenie jest bagaż, bo kiedyś jeszcze drugie tyle trzeba było płacić za walizkę. Ale ludzie walą drzwiami i oknami. Tłok jest nawet na kanałach. Robi się kwadratura koła, bo ceny rosną więc kto żyw mieszka wszędzie poza Wenecją (w Mestre, kwadrans pociągiem, łóżka są po 13 euro). Niewielki procent ludzi daje zarobić knajpom. Z godnym podziwu zapałem restauratorzy usadzają gości na zewnątrz. Na początku lutego nawet w dzień nie było więcej niż 5-7 stopni Celsjusza. Wilgoć i chłód od wody sprawiał, że czasami temperatura odczuwalna spadała poniżej zera. Romantyczna kolacja z widokiem na kanał? Dziękuję. Podobnie jak wieczorna przejażdżka gondolą. Choć tu akurat rozumiem. Ziąb taki, że jak nic trzeba się przytulić, inaczej człowiek zamarznie. Pewnie dlatego kursy trwają nie dłużej niż pół godziny (80 euro, wieczorem dwie dychy więcej za romantyzm). Tłum, który powoli przesuwa się uliczkami sprawia, że mimo wszystko jest trochę cieplej. Dobrze jest też mieć zdrowy pęcherz. Inaczej na kibelki wydamy fortunę. Kiedyś wprowadzone były “dzienne karty toaletowe”. Za 3 euro można było korzystać ze wszystkich (nielicznych) kibelków publicznych. Teraz skorzystanie kosztuje 1 euro za tojtoja do 1.5 euro za bardziej stabilne warunki. Pomyślcie o tym w ciepłych biurach. Za każdy sik oszczędzasz piątaka 🙂 Człowiek zastanawia się, czy nie lepiej zainwestować w pampersa. Bo to i oszczędniej, i cieplej: nie ciągnie tak od kanałów…
A mimo tych wszystkich – drobnych mimo wszystko – niedogodności jest w tym mieście jakaś magia. I nie mówię tylko o magii w jednym z barów, gdzie w nocy z piątku na sobotę wszystkie ceny magicznie wzrosły z półtora euro za kieliszek wina do pięciu za wszystkie drinki jak leci. Żeby nie było problemu z wydawaniem reszty.
To miasto ma magię. Jest jak jeden wielki labirynt. Choć zgubić tam się mogą tylko największe orientacyjne pierdoły. Nie da się nie zauważyć żółtych jak oczy w poszukiwaniu tojtoja tablic prowadzących na plac św Marka, most Rialto czy z powrotem na stację. Co innego, jeśli chcemy – jak to się popularnie mówi – ruszyć poza ubity szlak. Tu więcej niż połowa szlaków jest nieubita, bo prowadzi kanałami. Czasem nawet kanały wylewają się na ubite zaułki, placyki i tajemne przejścia. W wielu miejscach na świecie mamy sztucznie budowane labirynty. Tu mamy naturalny labirynt. Wiele osób próbuje szczęścia: czy za tym zakrętem jest przejście? Czy trzeba wrócić? Czasem nie ma innego wyjścia niż tramwaj wodny albo traghetto. Za dwa euro (dla turystów) w kilku miejscach Canal (tak! Canal, nie canale!) Grande można przepłynąć chybotliwą gondolą na drugi brzeg. Kto zainwestował w pampersa ten się cieszy, bo ludzi stoją(!) stłoczeni na chybotliwej gondoli. A wokoło śmigają taksówki, tramwaje i gondole. To chyba najdłuższe 30 sekund w czasie pobytu tutaj.
Szczęśliwie obyło się bez niespodzianek, niepotrzebne też były pomosty powodziowe, choć cały piątek padało. Pogoda nie przeszkodziła Paradzie Maryś jak pozwoliłem sobie przetłumaczyć Feste delle Marie. Marysie miały swoje imiona, mam je nawet gdzieś zapisane. To tradycja upamiętniająca panny młode z dawnych czasów. Najbiedniejszym, bez posagu, dożowie wyprawili wesele. Teraz jedna z tych dwunastu sfrunie z Dzwonnicy świętego Marka na Plac. W czasie karnawału w przyszłym roku. W tym roku sfrunęła Elisa, zwyciężczyni ubiegłorocznego konkursu. Oczywiście są liny, uprzęże i całe zabezpieczenie. Ale jednak wieża ma prawie 100 metrów. No dobra, Anioł nie startuje przecież z samego czubka wieży. Jednak nadal robi wrażenie. Zwłaszcza przy dźwiękach Ave Maria. Po wylądowaniu na ziemi Anioł Elisa była pełna emocji. To, że koledzy fotoreporterzy jej nie stratowali to cud. Zachowywali się jakby zdobyła tytuł Miss Świata i Puchar Juliusza Rimeta jednocześnie. (Ach prawda, Italia poza Mundialem….) Szczęśliwie przetrwała całą sesję, a wszyscy potem ruszyli w poszukiwaniu najlepszych przebrań i romantyzmu. Bo nadal obowiązuje tutaj “dress code” z czasów słynnego Casanovy. Niektórzy turyści, najczęściej z krajów anglosaskich, próbowali “zabłysnąć” kartonowymi karykaturami polityków. Ale szybko poszły one do kosza. To jakby jeść hamburgera palcami na weselu. Tutejsze maski też są papierowe, ale jedna forma produkowana jest przez kilka godzin (tak jak w pracowni Kurda Rsgara Aziza) plus malowanie. I kosztuje kilkadziesiąt euro, choć proste, stylowe produkcje można kupić na straganach za grosze. I jak widać niektórym wcale nie są potrzebne wymyślne przebrania 🙂 Koledzy przed wyjazdem żartowali, że w zasadzie na karnawał to nie muszę zakładać maski. Uznałem to za komplement. Taki Casanova musiał się przebierać, aby uwodzić piękne Wenecjanki. 🙂
Salve!
CasaMieczysławNova 🙂
Wenecja 5 lutego 2018
PS I tradycyjnie kilka info gdybyście chcieli zaszaleć w karnawale. Raczej na przyszły rok, kiedy końcówka karnawału wypada w marcu. Będzie trochę cieplej.
Dojazd: Bardzo wygodne lotnisko Wenecja – Treviso jest alternatywa dla lotniska Marco Polo. I o wiele właściwsze jest tu nazywanie Treviso: Wenecją. Bardziej niż Modlina Warszawą a Pyrzowic Katowicami. W kwadrans dojedziemy miejskim autobusem (bilety 1.30 kupić trzeba jeszcze na lotnisku) do dworca i kolejne pół godziny do Wenecji Mestre.
Nocleg: Nowowybudowany obiekt sieci AO w Mestre to skrzyżowanie hotelu i hostelu. Ceny różnią się w zależności od okresu, ale teraz udało się łożko znaleźć za 13 euro. Plus opłata miejska (1.40 i opłata za pościel 3.50) Są tu pokoje dwuosobowe i rodzinne w których dzieci śpią z rodzicami bez dodatkowych opłat. Na miejscu duże lobby i mała kuchnia z czajnikiem i mikrofalą. Kubki lepiej mieć swoje.
Przejazdy na miejscu: Z Mestre do Wenecji jedzie się około 10-15 minut. Kolej 1.30 euro, bus 1.50 euro. Jeden przejazd tramwajem wodnym 7.50. Bilet dobowy (24 h)na autobusy i tramwaje wodne (przydatne jeśli chcemy zwiedzić Burano i Murano) 20 euro. 48 h – 30 euro, 72 h -40 euro. W karnawale tramwaje zatłoczone jeszcze bardziej niż uliczki.
Na szczęście espresso (przy barze) nadal tańsze niż w Warszawie. Tylko 1 euro 🙂
Lot Anioła zwykle odbywa się o 12, ale teraz kilka dni przed uroczystością przyspieszono start o godzinę. Tłok na placu zrobił się już o 9 rano….