Buna diminata. Wróciłem do Mołdawii. W Kiszyniowie świętowałem Narodowy Dzień Wina. Przez dwa dni.

Show More Show Less

Ufff…. powiem, że z ulgą wróciłem do Kiszyniowa. Może jeszcze kiedyś zawitam na lewy brzeg Dniestru (raczej do twierdzy Bendery – to nawet nie przekroczę rzeki), ale to jak trafię na dobrą pogodę. Bo na razie przechodzi tu jakiś cholerny front a na kolejne dwa dni do wylotu zapowiadają śródziemnomorskie cyklony. Nic to. W niedzielę błysnęło nawet nieco słońca, ale deszcze opóźniły sobotnie rozpoczęcie festiwalu. Oficjele, główni producenci najważniejszego mołdawskiego produktu eksportowego i najlepszy zespół folk na rozpoczęcie. Takie nasze Mazowsze – być może kiedyś wpadną na wspólny koncert do Karolina. Ale tymczasem byłem absolutnie pod wrażeniem.

Mołdawskie Dni Wina, Kiszyniów 2025
Mołdawskie Dni Wina, Kiszyniów 2025
Mołdawskie Dni Wina, Kiszyniów 2025
Mołdawskie Dni Wina, Kiszyniów 2025

I to zanim jeszcze wpadłem w wir degustacyjny 🙂 Zawsze w czasie takich imprez mam dylemat: czego spróbować? Bo przecież nikt na taką imprezę nie przywozi swoich nieudanych produktów. Myślę, że w takim przypadku najlepszym rozwiązaniem jest zacząć od stoisk z najładniejszymi kobietami za ladą. Jasne, że z każdą chwilą degustacyjną ten plan ma swoje minusy. Ale nie w Mołdawii.

Kobiety tu ładne, ale wino polewali głównie mężczyźni. No i pamiętajmy, że kilka stoisk zajęli tu producenci ,,divin” -ów jak ochrzcili swój koniak/brandy miejscowi. W ramach festiwalowego pakietu (ok 50 zł) masz możliwość degustacji 12 kieliszków wina. Albo brandy. Powiem szczerze: nie było łatwo. Do tego stopnia, że wczoraj wieczorem zostały mi jeszcze trzy próby a już policja zaczęła zamykać stoiska. Fakt, akredytacja prasowa sprawiała, że nie na wszystkich stoiskach prosili mnie o karnet degustacyjny, żeby odhaczyć wizytę. Ale niektórzy w ogóle nie zwracali na to uwagi i turystów traktowali nieco inaczej 😛 Inna rzecz, że tutaj taniej jest się napić niż zjeść.

Mołdawskie Dni Wina, Kiszyniów 2025

Niewielka perliczka, gdzie jest więcej zabawy i ogryzania kosteczek niż jedzenia, kosztuje tyle co pół litra dobrego, pięcioletniego divina VSOP. Prosiak, fachowo przygotowany przez Wowę, kosztował jeszcze więcej. Jak mawiał klasyk: piję i czuję, że oszczędzam.
Drugim powodem niewykorzystania do końca karnetu był bogaty program kulturalny. Wprawdzie zacząłem piątek od teatru (gastronomicznego) ale potem muzyka na najwyższym poziomie. Nawet zwróciłem uwagę na koncert akordeonowy w Sali Organowej. Ale ubrany byłem raczej turystycznie a nie koncertowo. Na pewno nie na koncert klasyczny. Spotkany kolega dodał otuchy: tu na ubiór nikt nie zwraca uwagi. Nawet jak weszliśmy spóźnieni (a ja bez biletu) to odźwierna widząc prawdziwych fanów muzyki wpuściła nas na salę. I rzeczywiście. Obok siedział jakiś gość w czarnej puchówce, chociaż było na sali było ciepło.

Moja koszula (dobrze, że nie byłem w sandałach) zupełnie nie robiła wrażenia. Do tego stopnia byliśmy rozzuchwalenia, że następnego dnia wbiliśmy do opery. Na koncert galowy. I rzeczywiście niektóre kobiety ubrane były galowo. Ja jak zwykle, trochę się wpasowałem w taki postsowiecki styl. Kobiety ubrane są elegancko, a mężczyźni w odświętnych dresach. A przerwie eklerka (w foliowym woreczku) i pięćdziesiątka koniaku – w kieliszku. Norok!
Winny Mieczysław
Kiszyniów 6 października 2025

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *