Cześć! W ostatnim roku byłem w Petropolis, potem Persepolis. Teraz czas na Hydropolis.
Niemal wprost z pomarańczowego Maroka trafiłem do miasta Pomarańczowej Alternatywy. O historycznych wydarzeniach tym razem nie będę wspominał. Raczej o współczesności. Przez Wrocław przejeżdżam zwykle dość często. Ale rzadko mam okazję na spokojne zwiedzanie miasta. A dzieje się tu dużo. Wystarczyło nieco ponad rok tu nie być i można zacząć zwiedzanie od nowa. Zresztą w ostatnim roku było tu tylu turystów (5 milionów), że może i lepiej wpaść tu teraz. Po sukcesie Afrykarium przyszedł czas na nowe atrakcje. Nie ukrywam, że najbardziej liczyłem na Hydropolis.
To niejako odchylenie hobbystyczne. Wystawa zrobiona jest w miejscu dawnego filtra wody pitnej. Przez zgromadzony tu piasek oczyszczano wodę dla Wrocławia. Jest tu osiem stref i różnych zagadnień związanych z H2O. Oczywiście najbardziej zachwycone będą tu szkolne wycieczki. Czy raczej nauczyciele geografii i biologii, bo pewnie w czasie jednej wizyty dzieciaki nauczą się więcej niż przez miesiąc w szkole. Ale i starsze dzieci (np w moim wieku) znajdą tu coś dla siebie. Jak np replikę batyskafu
którym badano dno Rowu Mariańskiego. Można wejść do środka i zobaczyć jak – z punktu widzenia obecnej techniki – prymitywne były urządzenia pozwalające na eksplorację głębin. Może też dzięki prostocie były one niezawodne. Przy okazji okazało się, że nie byłbym dobrym badaczem głębin. Owszem, zmieściłem się w batyskafie. Nawet nie musiałem się wciskać. Tyle, że dopiero potem przewodnik dopowiedział, że to kabina… dwuosobowa. Szansę na karierę w tej dziedzinie mam z głowy (czy raczej z brzucha), podobnie zresztą jak przy wyścigach konnych czy Formule 1. Tak czy inaczej warto to miejsce odwiedzić (www.hydropolis.pl). Miłośnicy nowoczesności znajdą też we Wrocławiu kilka innych atrakcji. Pawilon Czterech Kopuł
mieści teraz ekspozycję sztuki współczesnej (kilka prac Warhola obejrzymy tylko do niedzieli) a tuż obok Dzielnicy Czterech Świąty: Narodowe Forum Muzyki. Ok, bryła z zewnątrz nie powala. Ale mediolańska La Scala też nie powala. Za to w środku akustyka jest fantastyczna i to w kilku salach.
Wiem, bo miałem przyjemność (?) być też na koncercie. Co mnie podkusiło, żeby wziąć udział w wydarzeniu ansamblu perkusyjnego? Prócz chwytliwego tytułu “W 80 uderzeń dookoła świata”.
Ja wiem, że trudno się tu spodziewać wystąpienia porównywalnego z Gingerem Bakerem czy choćby Ringo Starrem. Po pierwszych utworach miałem ochotę wyjść w przerwie. Jednak przerwy nie było w planie. Do jednego z utworów – nomen omen – Wodna Muzyka – artyści nie uzyskali praw. Może to i lepiej. Wyguglałem to dla Was na Youtubie: https://www.youtube.com/watch?v=pP8dUlLzT8U
Macie okazję sami się przekonać jakiego rodzaju performance przebrnąłem. Paradoksalnie, najlepiej było gdy muzycy zaprosili do zabawy publikę. Zamiast kompozycji (???) Tan Dun-a sami zrobiliśmy padający deszcz i gromy. Na własne uszy przekonałem się też jak świetne są tu warunki akustyczne. Nawet ja (wraz z innymi hm.. melomanami) mogę być artystą. Żeby nie było, że jestem malkontentem: najlepsze okazały się własne kompozycje jednego z członków zespołu: Miłosza Rutkowskiego. Może dlatego, że inspirowane afrykańską pustynią do której mam sentyment. Zaprezentujcie więcej swoich utworów. Ech, gdyby jeszcze dodać do tego pasję bębniarzy z Dżemma el Fna. Panowie artyści: więcej inspirujących podróży nie tylko na wycieczki all-inclusive do kurortów 🙂 Pozbędziecie się uprzedzeń. Co zresztą dotyczy nie tylko muzyki.
Zdravim
Mieczysław
Wrocław 20 stycznia 2017
PS. We Wrocławiu nawet browary mają wodne konotacje. Na szczęście Browar Stu Mostów wody nie podaje, za to jest tu dziesięć kranów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Ale o piwnym szlaku przy innej okazji…