Bonżur! Francja promuje się mimowolnie w codziennych wiadomościach. Ale zaryzykowałem krótki wypad do Marsylii. Choć to ponoć drugie najniebezpieczniejsze miasto w Europie.
Szczerze? W każdym dużym mieście trzeba uważać, a w portowym w szczególności. Chociaż akurat jak ja spałem w Starym Porcie to czułem się bardzo bezpiecznie. Ot, wczoraj z rana obudziła mnie kakofonia dźwięków. Od Money for Nothing poprzez Proud Mary do “Dance, dance, dance” – wybaczcie to ostatnie nie wiem kto śpiewał. Protesty antyrządowe z mojego punktu widzenia miały tę niedogodność, że trzeba było odpuścić komunikację miejską, ze względu na trasy przemarszu. Prócz kilkunastu petard i jednego dogasającego kosza na śmieci nie widziałem wielu ekscesów. A po południu wszystko było wysprzątane i para emerytów tańczyła tango do muzyki granej przez ulicznego harmoniusza.
Szczęśliwie większość zabytków obejrzałem w czasie pobytu kilka lat temu. Tu przeczytacie o ===> mydle marsylskim , a przecież jeszcze śpiewaliśmy Ukraińcom piosenkę zespołu 2+1, po meczu Euro 2016
Największą atrakcją – nie tylko dla tych którzy pływają – jest Stary Port w którym spałem. Do najnowszej atrakcji mogłem się bez trudu przespacerować. To zrewitalizowane stare doki, między mariną a portem pasażerskim. W modnym dziś stylu (w Lizbonie – Time Out Market, w Warszawie – Elektrownia Powiśle) można w jednym miejscu zrobić luksusowe zakupy czy zjeść obiad w modnej restauracji. No, ale przecież nie trułbym Wam głowy takimi – mimo wszystko – gie-esami, gdyby jednego skrzydła nie zajmował ===> Mx. M od Marsylii, x od zmieszania jak ponoć rozwija się ten skrót. A chodzi o dobre poczciwe Muzeum Pastis. A raczej Muzeum Anyżku jak oficjalnie brzmi nazwa tego przybytku. Bo pastis to trunek o mocno anyżkowym smaku.
Prawdę mówiąc dość późno Marsylczycy zdecydowali się na zrobienie muzeum trunku z którego słynie miasto. Do tej pory czymś w rodzaju zbioru anyżówek był niewielki kantorek w Starym Porcie. La Maison du Pastis przetrwał pandemię i nadal istnieje, można tu zdegustować różne domowej roboty produkty.
Na 90 lecie zatwierdzenia receptury pastis, firmie Pernod Ricard udało się otworzyć muzeum z prawdziwego zdarzenia. A ekspozycja choć niewielka, to bardzo wonna i jest to co lubię najbardziej. Powiązanie trunku z historią miasta przedstawione multimedialnie.
Czasem nawet dość ekstremalnie “wjeżdża się” żółtym citroenem mehari wprost do bazyliki Notre Dame de La Garde. Pan Samochodzik byłby zadowolony! Nie brak oczywiście historii samego pastis. Tu się zdziwiłem. Pastis powstało dzięki… ===> zakazowi produkcji absyntu.
Dość upraszczając: po zakazie absyntu ze składu wyrzucono piołun, a dorzucono tajemniczy składnik, dzięki któremu pastis pana Ricarda miał lekko żółtawy odcień. To dlatego w wystroju Mx dominuje kolor słońca. Pastis zdobył popularność w latach dwudziestych ubiegłego wieku głównie w podbitej przez Francuzów Algierii. Był wykorzystywany – słusznie lub nie – jako lekarstwo i środek na trawienie. A to mnie akurat nie zdziwiło. Sam poznałem i polubiłem jego smak na Saharze. Przy okazji ucząc się jak schłodzić napój w warunkach pustynnych. Trzeba za okno jadącego samochodu wystawić flaszkę owiniętą w zmoczoną skarpetę. Najlepiej mało używaną. Choć po kilku dniach na pustyni nie ma to znaczenia. Podobnie jak zawartość butelki. Muszę przyznać, że pastis piłem tylko w Marsylii. I na Saharze, kiedy skończyły się wszelkie inne zapasy.
Oczywiście zwiedzanie kończy się degustacją. I to nie tylko klasycznego pastis, ale także różnych wariantów z dodatkiem migdałów czy owoców leśnych.
Sante!
Anyżkowy Mieczysław
Marsylia 24 marca 2023