Ajubołan! Cieszę, że piszę do Was elektronicznie. Od razu może przeczytać to wielu z Was. Jednak czasem żal tej starej sztuki ręcznego pisania listów. Na papierze czerpanym. Nawet jeśli papier jest zrobiony ze słoniowej kupy.
Tuż przed wyjazdem zwlokłem się o nieprzyzwoicie niechrześcijańskiej godzinie, żeby wysłuchać prezentacji jednego z biur podróży o atrakcjach Sri Lanki. Biuro bardzo eko, pro i w ogóle ę i ą. W drugim zdaniu stwierdzili, że słynny sierociniec słoni Pinnawala jest be i oni nie zamierzają tam wozić swoich turystów. Na wszelki wypadek jednak zatrzymują się w pobliżu, żeby goście sami mogli sobie zrobić wycieczkę. Cóż takiego jest w tym słynnym sierocińcu, że nagle stał się niepoprawny politycznie? Korzystając z nielicznych przebłysków słońca w okolicach Kandy ruszyłem do sierocińca w Pinnawala. Jego popularność jest naprawdę duża. Najlepszym tego przykładem jest pojawienie się (kilka kilometrów przed główną atrakcją) innej tego typu placówki. Oczywiście z dopiskiem eko, pro i że tylko oni są prawdziwi. Fundacja Millenium Elephant jest tańsza i w cenie można wybrać sobie samo wejście, mycie słonia, przejażdżkę na słoniu. Jest tu około 10 zwierząt. “Zaparkowane” przy pomocy stosownych łańcuchów. Inaczej pewnie mogłyby wyrwać się spod kontroli. Jeśli nie znajdą się chętni na mycie słonia to mahout sam musi go oskrobać łupiną orzecha kokosowego. Samo miejsce Fundacji Millenium Elephant jest bardzo małe i pewnie gdyby nie będący na prowizji tuktuksiarz, pewnie nawet bym się tu nie zatrzymał. Szybko też wskoczyłem do autobusu do “właściwej” Pinnawali. W samą porę. Właśnie trafiłem na czas przechodzenia stada do kąpieli. Karawana ok 40 słoni (połowa z obecnych 79) robi imponujące wrażenie. Prawie zwariowałem. Zatrzymany ruch na drodze, a zwierzęta dostojnie idą do wody wśród straganów z pamiątkami. Z tego wszystkiego o mało nie zgubiłem biletu wstępu na tę uliczkę. To chyba jedyna uliczka ze straganami na świecie, za którą trzeba zapłacić i to słon(i)o. W rzece słonie, jak to słonie. Pluskają, bawią się i żebrzą o banany, które usłużnie sprzedają ich opiekunowie. Jedyne co mi najbardziej przeszkadzało, to muzyka rozlegająca się z dwóch hoteli zbudowanych nad rzeką. Generalnie muzyka cejlońska jest w stylu lekka łatwa i przyjemna, z delikatnym rytmem latynoamerykańskim. Ale tu wydawało się, że didżejowi jednak któryś ze słoni na ucho nadepnął. A na bilecie jak słoń napisane: Zakaz gry na instrumentach, śpiewania etc…. Pomijając jednak akustykę, to nie uważam czasu za stracony. Pewnie, że człowiek czuł się trochę jak w zoo, albo w stadninie koni (słoni?). Kiwanie się zwierząt przypominało chorobę sierocą. To jednak dla ludzi zbudowane są tu palisady ochronne z przejściami tak wąskimi i słonioodpornymi, że dobrze, że od dwóch tygodni jestem niemal wegetarianinem :). Inaczej mógłbym się nie przecisnąć. Pewnie też lepiej byłoby pojechać na safari. Tyle, że trzeba poczekać do pory suchej. Teraz poszukiwanie słoni przypominać może szukanie żubrów latem w Puszczy Białowieskiej. Na pewniaka obejrzymy żubra (a nawet żubronia) w Rezerwacie Pokazowym. W naturze łatwiej trafimy na ich odchody. Podobnie tu. Może tylko odchodów będzie więcej, bo słonie wydalają co godzinę i kwadrans. Taka przemiana materii. Ale o ile odchody np krowie mogą służyć jako użyźnianie pól, to słonie kupy zbiera się i gotuje. Powstaje pulpa przypominająca pulpę z której robi się papier czerpany. Wiem, bo w Dusznikach i Konstancinie czerpałem papier i miał bardzo podobną konsystencję. Ech wyobraźcie sobie dostajecie miłosny list pachnący różami czy fiołkami, a na papeterii dopisek – zrobione ze słoniowej kupy. Ale i tak dobrze, że ten papier jest na tyle gruby, że nie da się – przynajmniej na razie – zrobić z niego znaczków pocztowych.
Waażdta!
Mahout Mieczysław
Pinnawala-Dambulla 3 grudnia 2014
PS I tradycyjnie kilka informacji praktycznych. Karmienie mlekiem małych słoni odbywa się trzy razy dziennie: 9.15; 13.15; 17.00. Stado wychodzi na kąpiel o 10 i o 14. Wraca w południe i o 16. Bilet kosztuje 2500 rupii. Wstęp do Fundacji Millenium (kilka kilometrów przed Pinnawalą) 1000 rupii. Przejażdżki w zależności do trasy od 2000 rupii. Dojazd z Kandy zajmuje ok 1.5 do 2 godzin. Trzeba się przesiąść w Karandunpona (bilet 69 zwykły bus, 130 z klimą). Ze skrzyżowania (kierowcy pokazują gdzie) łapiemy normalny bus do Pinnawali, albo negocjujemy z tuktuksiarzem(150-200). Trzeba sprecyzować do którego sierocińca chcemy jechać, bo zwykle wysadzają przed bliższym Millenium.