Skide god! Chciałoby się powiedzieć wzorem Gangu Olsena. Dotarłem do Kopenhagi. Podobnie jak w Montrealu czy w Szwecji nie byłem tu jeszcze latem. I jest klawo jak cholera, jeśli wierzyć polskiemu tłumaczowi dialogów filmowych 🙂
Do Kopenhagi wpłynąłem… Wróć! Wjechałem! Przez nowy (dla mnie) most przez cieśninę Sund. Znaczy, że nie było mnie tu ponad piętnaście lat. Przejechałem do Danii pociągiem, taką ichniejszą eskaemką. Bohaterowie “Bezcennego” autorstwa Zygmunta Miłoszewskiego w swoich eskapadach też pokonywali ten sam most tylko w drugą stronę: “Przejechali już tunel i samochód wjeżdżał teraz na ośmiokilometrowy most, ostatnią prostą przed wjazdem na terytorium Szwecji. Po obu stronach rozciągały się czarne wody cieśniny i wydawało się, że ich kładka lewituje w pustce, most nie między dwoma europejskimi krajami, tylko między dwoma planetami zawieszony w kosmicznej próżni.” Piękne. Nie jechałem samochodem, ale napisałbym, że pociąg po prostu zapi..talał. I dlatego książka p. Zygmunta droższa jest w Polsce niż niejaki Mankell w Szwecji. No, może nie tylko dlatego. Tak czy inaczej teraz przejazd promem, to rozrywka droższa. Zastanawiałem się też, czy zmieniło się przysłowie kopenhażan (?): “Zachowaj czystość w Danii. Odprowadź pijanego Szweda do portu” Port został zastąpiony Dworcem Centralnym. I bawi się tu cała Europa. Nie tylko przed Centralnym. Okolice tzw Nowego Portu, to jedna wielka promenada. O dziwo! Chyba nikt nie protestuje, kiedy przed knajpą siada się z piwem nabytym w okolicznych sklepikach. Bo w przeciwieństwie do Szwecji nie ma tu jakiejś chorej prohibicji. Ceny też bardziej przystępne. Przynajmniej w sklepach, bo w barach trąca to jakąś perwersją. I pomyśleć, że w zakładach Carlsberga pracownikom jeszcze sto lat temu przysługiwał deputat 4 litry dziennie.
Gdyby przeliczyć to po cenach barowych dziś, to byłaby to więcej niż polska średnia krajowa 🙂 Przy okazji warto wspomnieć o innych innowacyjnych działaniach panów Jacobsenów. Każdemu pracownikowi przysługiwał posiłek regenarycyjny (połowa XIX wieku!).
Kiedy browar zatrudniał więcej niż 36 pracowników, przestała gotować małżonka właściciela i zatrudniono kucharzy. Jacobsenowie zapewniali także mieszkania pracownicze, opiekę lekarską, a nawet koszty pochówku, mimo, że warunki takie, że “żyć nie umierać”. Gwoli ścisłości dodam, że pracowano wtedy po 10.5 godziny dziennie (ale odpadały dojazdy, bo się mieszkało przy fabryce) przez 320 dni w roku. Więcej o historii
i rywalizacji rodzinnej opowiem innym razem. Może w przyszłym roku, kiedy okolice browaru, czyli Góra Carla stanie się osobną nowoczesną dzielnicą, z metrem i ośrodkiem kultury. Góra oczywiście w warunkach duńskich. Warszawskie Szczęśliwice to przy tym jawią się Szwajcarią. Może też zmieni się trochę formuła zwiedzania browaru. Jak na firmę, która ma prawdopodobnie najlepsze kampanie reklamowe na świecie, to prezentacja na miejscu odstaje zarówno od Guinnessa jak i Heinekena o naszym Żywcu czy Tyskim nie wspominając. Jedynie czytelnicy “Horse and Hound”
będą zadowoleni. Mimo to trzeba będzie tu jeszcze wrócić. Niech tylko tanie linie znowu wrócą na lotnisko Castrup.
Hilsener!
Mieczysław
Kopenhaga 21 lipca 2015
PS Zmian w komunikacji ciąg dalszy. Jakby ktoś tu wracał, to nie znajdzie już biletów 10 przejazdowych. Dla turystów dostępne są bilety 24 i 72 godzinne (80/200 koron). To cztery strefy obejmujące lotnisko aż do parku Bekken. Opłaca się czasem przy drugim przejeździe. No i w cenie pociągi, metro, autobusy i tramwaje wodne!
i PS do PS Browar Carslberg nie sponsorował tego wpisu. A szkoda 🙁 Ale chyba większość rzeźb w Kopenhadze to ich sprawka 🙂 Z Syrenkami na czele…