Czuję się jak Hju. Proszę nie przestawiać liter. Hju Grant. W Notting Hill jest scena kiedy słyszy on ” Napij się herbaty. Tu jest dużo herbaty”. Szkoda tylko, że do mnie nie mówi tego Julia Roberts.
Wujkowie nauczyli mnie pić herbatę. Taką prawdziwą, mocną. A nie, że z jednej torebki pluton wojska można napoić. Nie będę publicznie robił rymowanki do Weroniki. Dobrą herbatę zawsze ze sobą zabieram w drogę. Nawet na Sri Lankę. To trochę tak jak z drewnem do lasu, ale zabrałem też kiedyś tequilę do Meksyku. W Meksyku dostałem za nią kilka dobrych kolacji. Na Sri Lance już po pierwszym śniadaniu w mojej noclegowni grzecznie podziękowałem za ich “herbaty”. Picie kawy jest tu zupełnie niepotrzebne. Wystarczy poranna przejażdżka tuktukiem. Potem w zasadzie warto jakąś melisę na uspokojenie zaparzyć. Na zachodnim wybrzeżu lepiej w hotelu mieć swojego “twiningsa”. Jeśli ktoś lubi dobrą herbatę. Albo trzeba pójść do pierwszej przydrożnej budy. Jeśli ktoś lubi słodycz. W żadnej przydrożnym barze, herbata mnie nie rozczarowała. No cóż, lubię dobry czaj. Nic więc dziwnego, że jednym z moich mocnych (jak herbata) postanowień było obejrzenie plantacji herbaty.teablg07 Aż dziw, że dopiero teraz dotarłem. No, ale widać jest to dla mnie rok plantacji (w lutym “Siorbałem zierbę”) używek ziołowych. Legalnych :). Teraz przyszło mi siorbać herb(at)ę. Przy tej anomalii pogodowej jaka o tej porze nawiedziła Sri Lankę naprawdę niewiele więcej można zrobić. Tylko siorbać. No może niekoniecznie ja siorbałem. Ale widziałem, jak się robi degustację herbaty. Liście zbiera się przez cały rok. Sezon jest mniej lub bardziej mokry. A klient który się przyzwyczaił do określonego gatunku nie lubi być zaskakiwany. Dlatego codziennie herbaciani “kiperzy” sprawdzają określony rodzaj herbaty. Z tuzin różnych partii produkcji było parzonych dokładnie 5 minut. Czas odliczony minutnikiem. Gość który to przygotowywał uwijał się jak w – nomen omen- ukropie, żeby zlać gorący napar do czarek. Potem jeszcze raz, żeby pozbyć się ostatnich fusów. Potem te fusy ugniótł w oddzielnej pokrywce. I wtedy zaczął się mimowolny – dla mnie -pokaz. Dyrektor całej fabryki, pan Srishankar ze swoim głównym brokerem panem Nunasinghe teablg04zaczęli siorbać, mlaskać, gulgotać, furkotać i wypluwać kolejne próbki herbaty. Prawie jak na degustacji wina. Tylko, że wina nie pija się z mlekiem nawet w ekscentrycznej Anglii, a herbatę i owszem. Były więc także czarki do testowania herbaty z mlekiem. Mam nadzieję, że panowie dyrektorowie nie obrażą się za foty, których trudno spodziewać się na popołudniowej herbatce u cioci na imieninach. Sam proces produkcyjny: prawdę powiedziawszy teablg05tylko dla amatorów herbaty. Najfajniejsza część (dla nas) to oczywiście zbieranie liści. W plantacji, która produkuje milion kilogramów herbaty pracuje ponad 1200 osób.teablg06 Większość z nich to zbieracze. Jak w starej reklamie: zbiera się tylko trzy-cztery z czubka krzewu. Spróbowałem swoich sił. Trzeba mieć dużo cierpliwości. Jak wiecie “czochrałem” już w życiu kwiatki, truskawki, paprykę i fasolkę mamucią. Zbieranie herbaty jest bardziej upierdliwe mimo, że zrywa się na stojąco. Ale za siebie do kosza (współczesnego) wrzuca się coś jak puch czy pierze. Naprawdę, musiałem się naszarpać, żeby zebrać liści na mój zwykły poranny dzbanek herbaty. teablg02I teraz nastąpi moja ulubiona wyliczanka: na kilogram herbaty jaką mamy w sklepach potrzeba około 4 kilogramów liści, które potem są suszone, fermentowane, siekane. Zbieraczki, bo pracują tu głównie kobiety, dostają dniówkę 500 rupii (jak mówią spotkani w barze związkowcy) albo 800 rupii jak mówi dyrektor firmy. W okresie deszczowym zbierają ok 18-20 kilogramów liści. W suchym 8-10 kilogramów liści. Zakład sprzedaje kilogram herbaty (już tej przetworzonej) za 800 – 1000 rupii. Produkt idzie głównie na giełdę w Colombo (w workach po 56 kilogramów). Tam kupują ją producenci herbat, sprzedający własną markę. 60 procent z Dambatenne idzie do Liptona, bo akurat ta plantacja została założona przez sir Thomasa. On jako jeden z pierwszych brytyjskich (chyba akurat był Szkotem) marszandów herbacianych zauważył, że taniej i lepiej jest mieć nadzór nad produkcją na miejscu. Sir Thomas Lipton postawił mnie jednak w niezręcznej sytuacji. Dostałem zamówienie na miejscową herbatę. I co? Mam kupić zwykłego Liptona, którego znajdę w każdym sklepie spożywczym u nas? Czy Dilmah, która jest tu jedną z wiodących marek? Przy okazji, w londyńskim Twiningsie jednym z hitów była puszka 100 gram herbaty Ceylon (nazwę państwa można zmienić, ale marka herbaty to rzecz święta). Za 12 funtów. Czyli tyle ile trzy dniówki zbieraczki herbaty (według wyceny dyrektora). To dobrze, że herbata jest legalna. Przebitka na nielegalnych używkach jest wielokrotnie wyższa.
Wasz Hju
Dambatenne – Haputale, Sri Lanka
28 listopada 2014
PS Ten tekst nie był sponsorowany przez Liptona, Twiningsa czy inny Dilmah 🙂 ale jeśli znacie odpowiedzialnych za ich reklamę to proszę o info na priv :). Zwiedzanie pól herbacianych wokół Haputale: pierwsi zrywacze są już kilometr za – powiedzmy – miasteczkiem. Do fabryki Dambatenne dojeżdża lokalny autobus za grosze (równowartość 10-15 centów), ale godziny są raczej dostosowane do godzin pracy. Od ostatniego przystanku do tzw Lipton’s Seat i tak trzeba się wspiąć drogą wśród pól herbacianych. Czy to na piechotę, czy to tuktukiem. Przy dobrej pogodzie warto sprawdzić co urzekło sir Thomasa. Z Haputale wycieczka tuktukiem kosztuje po negocjacjach ok 800 rupii (ok 6 dolarów) i trwa minimum 2.5 -3 godzin. Dodatkowo płatne: wjazd na punkt widokowy sir Liptona- 150 rupii; zwiedzanie fabryki 250 rupii – około pół godziny. Czasem trzeba poczekać, aż przewodnik skończy oprowadzać inną grupę. teablg03Uwaga: nie wolno robić zdjęć w zakładzie, więc te fotki zobaczycie tylko u mnie 😉

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *