Buenos dias. Nie wiedzieć czemu nie dotarłem jeszcze do Cordoby. Andaluzyjskiej. Ale udało mi się dojechać do Cordoby. Argentyńskiej.

Co zmieniam tu kraj to wita mnie deszcz. Chciałoby się powiedzieć “nie płacz za mną Argentyno”. To oczywiście słynna piosenka z musicalu Evita. Kiedy tu byłem ostatnim razem to właśnie z wizerunkiem najsłynniejszej argentyńskiej kolekcjonerki butów wchodził nowy stupeso(so?)wy banknot. Wtedy wart dobrze ponad 50 złotych. Teraz około połowy tego. Zmieniła się nie tylko inflacja. Pod koniec grudnia miejscowy rząd zniósł wreszcie ograniczenia dotyczące handlu dolarami. Dzięki temu praktycznie zrównał się kurs “blue” z oficjalnym. Tak więc mój wpis o zielonej cocacoli i błękitnym dolarze sprzed dwóch lat nie jest już ważny. Dla turystów z gotówką niebojących się wymiany na czarnym rynku to gorzej. Ale z drugiej strony można normalnie płacić kartą – i chyba nawet kurs wymiany jest bardziej korzystny niż gotówka.
Nie wszystko się jednak zmieniło. Nadal monety 1 peso są na wagę złota. Jak usłyszałem w kasie “czy mogę być winna jeden peso”, poczułem się jak u nas. Zamiast grosika pani w kasie winna jest pesosika. Jeszcze nie wiem czy to jest istotne. Z punktu widzenia finansowego nie łamałbym sobie głowy. To ok 25 groszy. Ale pamiętam, że w Buenos Aires bez drobnych nie wsiadło się do autobusu miejskiego. I żadne banknoty ani dolary nie pomagały. A lokalna karta miejska zdobyta z takim trudem dobrze schowana, żeby nie zapomnieć 🙂 w Warszawie. Więc póki co jestem jak skarbonka z każdym możliwym drobniakiem ukrytym na czarną (boneską) godzinę.
Wydawać by się mogło, że jak już można wymieniać dolary bez problemu, to znikną cinkciarze. Są nadal. Ale mało konkurencyjni. 15.2 do 15.4 to naprawdę mała zachęta, żeby w bramie wymieniać kasę. No chyba, że nie mamy cierpliwości do urzędasów bankowych. Choć zaczęło się obiecująco:
– ile chce pan wymienić, ale minimum 100.
– no sto dolarów może być na początek
– żonaty czy kawaler? zapytało piwnookie dziewczę zza okienka
Już, już miałem na końcu języka: o której pani kończy, ale to nie był koniec pytań Ciekawskiej: kiedy Pan ostatnim razem wjechał do Argentyny (bo parę pieczątek już tam było), wzrost, waga, numer buta, cel pobytu, imiona Rodziców, zawód… uff jak już myślałem że to wszystko, to przypomniałem sobie, że zostało mi jeszcze kilkaset peso urugwajskich…i procedura od początku… Po złożeniu dziesięciu podpisów, skanie paszportu etc odebrałem w końcu pesety. Następnym razem pójdę do cinkciarza. Oczywiście są też inne “cambio-kantory”, ale to jednocześnie kasy opłacania rachunków wszelakich. I jeśli trafisz na dzień płatności za gaz, światło, etc to można stać nawet w kolejkach dłuuugi czas. I rzeczywiście w dniu wypłaty stoją tu podobnie jak w kolejkach do bankomatów. Mam wrażenie, że nie dowierzają rządowi.
Z drugiej strony: też bym nie wierzył rządowi, który współtworzy legendę bandyty. Który osobiście zabił przynajmniej tysiąc osób, dwa miliony przez niego (do spółki z innymi towarzyszami) wyemigrowało a reszta żyje jak może. Ciekawa rzecz. Do takiego Adolfa nie przyznają się ani Austriacy ani Niemcy. Ale jak zamiast swastyki masz czerwoną gwiazdę to nawet domek letni jest wykupiony przez rząd rodzimy i przybrany.altagracia_060_blg Rodzina Guevarów przeprowadziła się do Alta Gracia, żeby mały Erneścik miał lepszy klimat. Miasteczko ślicznie położone na pogórzu, niedaleko Cordoby. Domki też raczej nie na kieszeń przeciętnego rewolucjonisty. Powinni tu przyjechać wszyscy Kubańczycy (jak w końcu będą mogli), żeby zobaczyli jak mogli żyć i porównać to ze swoją obecną sytuacją. Domek-muzeum zmieniono w małą świątynię, gdzie jest mnóstwo fotografii, kilka pomników i mapa podróży z motocyklemaltagracia_095_blg – na podstawie pamiętników powstał nudnawy film. Na biurku rozłożone książki. Trzy z czterech też przeczytałem w jego wieku. Ale największe wrażenie zrobiła łazienka. Tak! Miejscowi uznali, żealtagracia_097_blg kibel Guevary zanim jeszcze został Che, wart jest pokazania ludzkości.
Zastanówcie się zanim zrobicie remont łazienki. I zanim stracicie bezpowrotnie cenne eksponaty! Niestety w kibelku nie było papieru. Może jest więc to jakaś nisza dla producentów pamiątek. Bo kupimy tu niemal wszystko od breloczków do termosów. Dla porównania: Biblioteka Uniwersytecka w Cordobie słynąca z najstarszych starodruków w Argentynie i chyba w ogóle Ameryce Południowej ma do zaoferowania zaledwie kilka znaczków wpinanych w klapę.
Hasta la vista
Senior Mieczysław
Cordoba 10 marca 2016
PS Obecnie kurs dolara USA to ok 15.2-15.4 peso. Wejście do muzeum Che kosztuje 75 peso. Butelka piwa (litrowego) od 20 peso w sklepie, od 60 w lokalach. Do Alta Gracia z Cordoby jeżdża co chwila autobusy w cenie 31-37 peso (droższy ma mniej przystanków po drodze i jedzie szybciej, jak nie ma korków, to nawet poniżej godziny z centrum miasta.)

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *