Gamardżoba! Nie byłem jeszcze w Gruzji zimą. No to jestem
Różne miałem przywitania na lotnisku ze strony służb granicznych. Zwykle jest to uśmiech, czasem groźne spojrzenie i wypytywanie niczym na przesłuchaniu KGB. Ale pierwszy raz mi się zdarzyło, że wraz z pieczątką dostałem… butelkę wina.
OK, mała to małpka, ale zawsze miło. Właściwie trzeba było ją od razu, dla kurażu wypić na lotnisku, zwłaszcza jeśli ktoś miał w planie przejazd dalszy niż do najbliższego miasta, Kutaisi. Ja miałem. I może dobrze, że człowiek porannym samolotem się zerwał, bo część drogi przespał. Czego oczy nie widzą, tego serce się nie boi.
I tak z kilkoma przesiadkami dotarłem do Bakuriani. To chyba z 1500 m npm, więc po zmroku było nawet kilka stopni mrozu. Poczułem się od razu dojść swojsko. Zlodzone chodniki niczym w Zakopanem, a zabudowa bylejakością przypomina Szczyrk. I też wszyscy chcą podjechać pod dolną stację samochodem. Tu prawdę mówiąc nie ma innej możliwości, pod warunkiem, że będzie to dobra terenówka. Ale nawet one lawirują między pieszymi, wózkami, dziurami (nie dziurami, wyrwami) w drogach. Straciłem prawie nadzieję na dotarcie do wyciągu, kiedy pojawił się darmowy skibus. Skibusy z centrum Bakuriani do dwóch głównych stacji są oczywiście bezpłatne, czym wkurzają taksówkarzy. Oni za kurs biorą od 7 do 10 lari (ok. 11-14 zl). Tyle co za przejazd autobusem z Kutaisi do Bakuriani (4 godziny jazdy). Piechotą jest trudno się przebić nawet bez nart. Dziwi to tym bardziej, że powyżej wioski Bakuriani, będącej architektonicznie komunistycznym bękartem, pobudowanych zostało mnóstwo nowoczesnych hoteli.
Szkło, aluminium, wysoki połysk i gówniane drogi. Dosłownie, bo przecież mnóstwo jest tu koni wykorzystywanych głównie do przejażdżek dla dzieci.
Uff… dotarłem. Kolejny sukces to taki, że udało się nie złamać nogi przy kupnie karnetu. Zejście do kas przypominało Red Bull Ice Challenge. I nikomu nie przyszło do głowy skuć choć trochę lodu, mimo, że potem bilety sprawdzało po dwóch ochroniarzy.
Ale to wszystko nic, bo powyżej 1800 metrów nie miało to już żadnego znaczenia. Słońce, śnieg, góry, bardzo dobrze przygotowane i oznaczone trasy.
Od razu w niepamięć poszły te wszystkie upierdliwe niedogodności. I prawie nie ma ludzi na stokach. W niektórych miejscach czułem się nawet dość nieswojo, będąc totalnie sam. Tym bardziej, że – w dość słowiańskim stylu – wskoczyłem na trasę zamkniętą. Jedna część dość dobrych wyciągów była odcięta z powodu zagrożenia lawinowego. – Wsio w pariadkie dieduszka, tam możesz- uspokoił mnie młody ratownik -odsuń siatkę z zakazem wjazdu, tu jest bezpiecznie. Tylko już tutaj nie wrócisz na nartach, bo powrót to naprawdę jest zamknięty. 🙂
Wróciłem taksówką, bo musiałem wrócić. W wypożyczalni nart zostawiłem swoje buty 😀
Gałmardżos
Dieduszka Mieczysław
Bakuriani 5 marca 2020
PS. Choć ceny w Bakuriani w porównaniu z innymi częściami Gruzji są niemal podwójne, to i tak nie jest źle. Za kwaterę płaciłem 30 lari za noc. Karnet na dzień to równowartość ok 50 zł, a wypożyczenie nart 25-40 lari za dzień. Piwo na stoku 5-9 lari, jedzenie od 12 lari za danie. Stoki – już wspominałem – świetnie przygotowane. Pod każdą dolną stacją przygotowana też karetka, a służby medyczne dość widoczne. Czułem się bezpieczny i zaopiekowany. Wyciągi zaczynają chodzić od godziny 10, więc nie ma problemu ze zmianą czasu (+3 godziny). Przejazd z lotniska w Kutaisi: Najlepiej wsiąść do autobusu do Tbilisi (do stolicy 20 GEL) i wysiąść na skrzyżowaniu w Chaszuri. Stamtąd bus do Borjomi (2 lari) i potem do Bakuriani (3GEL). Taksówkarze za kurs z Chaszuri do Borjomi życzą sobie 20 lari, a do Bakuriani 50 lari. 1 lari to ok 1,4 złotego. A na zachętę kilka fot. Zdravim