Buongiorno! Maskę musiałem założyć już po wyjściu z samolotu w Weronie. Nie z powodu koronawirusa.

Lotnisko w miejscu najbardziej romantycznej, choć fikcyjnej, miłości cuchnie nawozem. Nie wiem sztucznym czy naturalnym. Ale śmierdzi nieprzeciętnie. Więc maski przydają się nie tylko ze względu na zagrożenie wirusem. A choć jestem niebezpiecznie blisko strefy czerwonej, zero czy jak tam to zwać, to miejscowe służby zachowują dużą wstrzemięźliwość. Jeszcze w poprzedni poniedziałek, kiedy lądowałem na lotnisku w Bolonii, to zanim przeszedłem dalej, w bramkach zamaskowani pracownicy lotniska sprawdzali temperaturę wszystkim przylatującym. Ale wypuścili chorego na “tę” grypę emeryta do Rumunii. A co, niech i nowe kraje unijne nie będą poszkodowane. Odwołano nie tylko lekcje, wykłady, spektakle, koncerty i co gorsza: mecze w Mediolanie, karnawał w Wenecji, choć tam maski są na porządku dziennym: teraz szczególnie popularne byłyby historyczne “dzioby” Doktor Plaga.

Jednak loty lokalne na Sardynię i z Sardynii odbywały się jak gdyby nigdy nic (leciałem Ryanairem), a i na lotniskach nie widać było specjalnych kontroli. Warto pamiętać, że Italia jest dużym krajem. Tak naprawdę to dopiero na północy poczułem co to znaczy alarm. Zamknięte gminy leżą głównie na południowy zachód od Mediolanu, ale przypadki koronawirusa pojawiły się też w Wenecji Euganejskiej. W Weronie do pomnika Julii tym razem nie poszedłem. Oblepione dookoła zużytymi gumami (do żucia) podwórko już za pierwszym razem nie rzucało na kolana. Trzeba było niezwykłej gimnastyki, żeby fajnie skadrować pomnik. Teraz to co było tylko obrzydliwe, mogło być potencjalnie niebezpieczne. Zresztą wieczorna pustka w Weronie to nic w porównaniu z poranną. W nocy to człowiek jeszcze myślał, że może już późno i zimno dla werończyków. Ale poranek, fakt że mglisty, nie nastrajał optymistycznie. Werona niemal wymarła. Recepcjonistka w hostelu przyjechała o pół godziny za wcześnie, bo zwykle o tej porze stała w korkach. Teraz komunikacja publiczna działa normalnie. Autobusy wożą więc powietrze, a pociągi wyglądają jak widmo. Nie mogłem nawet nikogo spytać, czy wsiadam do właściwego składu. Konduktor nie pojawił się przez całą drogę a i towarzyszy podróży nie miałem żadnych. Sam w pustym wagonie.

A wagonów z dziesięć. Przesiadka w Brescii. (Uwaga: gdyby ktoś jechał do Bergamo z Werony: system sugeruje przesiadkę w maleńkim Roveto. Ja sugeruję w Brescii, chyba, że mamy maskę: bo tam też aromat jak z lotniska w Weronie). Smutny pan w informacji turystycznej. Zamknięte muzea, teatry, kina… przynajmniej do końca tygodnia. Kościoły otwarte normalnie z harmonogramem, tyle, że nie są odprawiane msze.
W Bergamo mam jeszcze czas na zakupy. Po chwilowej panice, kiedy rzeczywiście niektóre sklepy świeciły pustkami i na półkach został przysłowiowy ocet, choć balsamiczny, to zaopatrzenie jest na normalnym poziomie. Czy to sieć PAM, Conad czy Carrefour. Prosciutto crudo w promocji od 17 euro za kilogram. Nie ma kolejek przy kasie, za to prasa ma tylko jeden temat.

Miasto opustoszałe, że nawet szabasowa Jerozolima wydawała się centrum rozrywki. (Znów dygresja: Izrael nie wpuszcza pasażerów przylatujących z Azji, nie wiem czy bana nie dostaną też Włosi i turyści odwiedzający Italię)
Pierwsze maski na twarzach pojawiają się tak naprawdę dopiero w autobusie na lotnisko. Na którym też – o dziwo – pierwszy raz w życiu bez kolejki dochodzę do kontroli bezpieczeństwa. Kto latał z Orio al Serio, ten nie uwierzy 😀

W samolocie (Wizzair) obsługa już w maskach. I
spokojnie czekamy po wylądowaniu, bo u nas już na płycie lotniska mierzą temperaturę. Procedura sprawna, zajmuje 20 minut, chociaż Bogiem a prawdą nie wiem czy przydaje się w wykrywaniu nosicieli. No, ale wszyscy dostaliśmy alerty (ja już w poniedziałek wieczorem) o zagrożeniu.
No i teraz pytanie: jechać do Włoch czy nie jechać. Ja nie miałem tego dylematu, bo sytuacja zastała mnie jak już byłem na miejscu. Więc nie miałem specjalnie wyboru. Jeśli ktoś chciałby zwiedzać północ Italii to raczej bez sensu. Bo wszystko i tak pozamykane. Jednocześnie samoloty (jeszcze) latają, więc nie ma szans na zwrot kasy. Czy jechać na narty? Właśnie dostałem info z Paganelli, że w górach śniegu mnóstwo i jak dotąd wszystko działa normalnie. Jak długo? Nie wiadomo. Na pewno trzeba unikać skupisk ludzkich i dbać o higienę. O, właśnie: jeśli jest jakiś pozytyw, to ten, że ludzie zaczęli bardziej dbać o higienę. Dawno już nie widziałem tak dokładnie myjących ręce mężczyzn w toalecie. Męskiej toalecie. O damskiej się nie wypowiadam
Zdravim!
Mieczysław
Bergamo – Warszawa 26.02.2020

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *