Bom dia! Wiele lat jeżdżę do Portugalii. Jak dotąd nigdy nie trafiłem do słynnej Albufeiry. Teraz wiem dlaczego.

Show More Show Less

Ostatnio co roku jestem w Algarve. A jakoś nie trafiłem do Albufeiry, tego słynnego kurortu. I pewnie bym nie trafił, gdyby nie Festas do Pescador, czyli coś w rodzaju rybackich dożynek. Albufeira już dawno nie żyje z rybactwa. Może jeszcze jakieś łódki się tu trafiają. Ale mam wrażenie, że kto miał tu kawałek ziemi czy skały z widokiem na Atlantyk, dawno się wyniósł. Przylepione do skał wielopiętrowe hotele opanowały całą przestrzeń. Nawet plaża była zatłoczona, choć przecież obok mnie, jest pusto nawet w środku dnia. Może dlatego, że w Faro chyba więcej jest Portugalczyków. A Albufeirę opanowali Anglicy. Z góry to nawet jeszcze jakoś wyglądało, szczególnie przy zachodzi słońca, gdy nadeszły chmury znad Atlantyku.

Albufeira, plaża miejska Pescador, Algarve, Portugalia

Zjechałem (!) ruchomymi schodami (!!!) na plażę. Zaczynał się festiwal. To znaczy odpalili stoiska z jedzeniem i piciem. Jak przystało na fiestę rybacką: krewetki, sardynki, bacalhau i pieczony prosiaczek. Może identyfikował się jako dorsz? Ceny przystępne (o połowę niższe niż na trwającym F Festivalu w Faro), ale tańce miały się rozpocząć dopiero o 9 -10 wieczorem.

Armando przygotowuje pieczonego prosiaka na Festas do Pescador, Albufeira, Algvarve, Portugalia

Powiem, że nawet rozważałem zatrzymanie się tutaj na noc. Ale w drodze do jakiejś noclegowni trafiłem do piekła. Turystycznego piekła. Knajpa przy knajpie. ,,Romantyczne” kolacje przy stolikach przez które przepycha się mniej lub bardziej napity tłum Angoli. Nawet telebimy z meczami (niektóre imponujących rozmiarów) nie przekonałyby mnie do oglądania tutaj meczu, nawet gdyby transmitowali mecz Polaków. Jakbym miał ochotę napić się piwa z Anglikami to bym przyjechał do Krakowa. Z jednego z lokali doszedł mnie – mocno przesterowany – hit Eurythmics. Mam sentyment do ich piosenek, ale tego było za wiele. Szybko sprawdziłem autobusy powrotne (swoją drogą warte osobnego wpisu praktycznego) i wróciłem na stare śmieci. O wiele bardziej cenię sobie swój spokojny camping 🙂 Na ,,mojej” plaży nie było nawet poszukiwacza skarbów. Ba! Wiatr się zmienił i nie było słychać choćby samolotów – startowały/lądowały w innym kierunku.
Ale żeby nie było, że się szlajam tylko po imprezach, to pojechałem też zobaczyć najsłynniejszą – ponoć – jaskinię na wybrzeżu. Najsłynniejszą dla tych, którzy mają wygaszacz ekranu okienek, bo ta jaskinia Benagil – dostępna tylko od oceanu – została wybrana jako jeden ze slajdów. Szczerze? Formacje z Lagos są o wiele lepsze. Może gdybym przypłynął tu o świcie kajakiem? Ale sama wycieczka całkiem niezła i sporo fajnych skał po drodze też było. Jak zwykle jakieś formy przypominające wielbłądy słonie czy inne ptactwo.

Jednak międzynarodowe towarzystwo gruchnęło śmiechem gdy przy jednej z formacji – twarz człowieka – nasz cicerone stwierdził, że to CR7 😛 No żesz nawet przed zrobieniem sobie zębów napastnik Portugalii tak nie wyglądał 🙂 Po zresztą też
A saúde!
Mieczysław
(choć są tacy, co nadal mają trudność w zapamiętaniu mego imienia)
Albufeira – Praia de Faro 7 września
PS Dziś w nocy miało być zaćmienie księżyca. Nawet nie sprawdziłem czy dostępne tu gdzie jestem. To zresztą i tak bez znaczenia, bo chmury jakie przyszły zasłoniły Łysego. Za to na moment przed zachodem był tu niezły świetlny spektakl. Wrzucam, bo lubicie zachody słońca 😛

Zachód słońca nad Praia do Faro, Algarve, Portugalia

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *