Czuuus! Kolonia to dla mnie prawdziwa podróż w czasie. W dodatku nostalgiczna. Do tej pory pamiętam wrażenie jakie zrobiła na mnie miejscowa katedra. I to ponad ćwierć wieku temu. Pierwszy raz przez Kolonię tylko przejechałem, nie wysiadając nawet z pociągu. Ale powiedziałem sobie, że nawet jeśli będę musiał spać na dworcu to katedrę obejrzę sobie w drodze powrotnej. Ponad ćwierć wieku temu. Dla młodszych przypominam, że nie było wtedy internetu. Ani tanich linii lotniczych. Przejazd do Zjednoczonego Królestwa to była przygoda sama w sobie. Zapomnij o lotach. Przewodniki backpackerskie były prawdziwie backpackerskie. Ale i one nigdy nie podały najtańszej opcji do przejazdu do Londynu. Nocny pociąg z Białegostoku do Zabrza (!). Nie Katowic, ani Sosnowca. Tam przesiadka w gastarbaiterbus do Aachen (Akwizgran). Potem trzeba było kupić -koniecznie powrotny – bilet kolejowy do Dover. Kosztował mniej niż sam bilet promowy. A potem już z górki lądowało się na Victoria Station. No i jeszcze były wizy. Przez Republikę Federalną Niemiec trzeba było przejechać bodaj w 48 godzin. Benelux – chyba 24. Na pewno trzeba było brać wizę holenderską, która była tańsza. Mimo, że jechaliśmy przez Ostendę. Jak ktoś chciał cokolwiek zobaczyć, to nie było czasu na sen. No i w powrotnej drodze w Kolonii, rzeczywiście spałem na dworcu. W skrytce bagażowej. Tzn nogi w skrytce na plecaku. Próbowałem teraz odszukać te skrytki, ale Deutsche Bahn zrobiła chyba jakiś lifting stacji.. Dziś śpię w nieco lepszych warunkach. Choć niedaleko od tych skrytek. W Hiltonie. No, prawie… Za to z widokiem na Hiltona. Tak jak w Gdańsku, też fajny (znaczy z pubem) hostel jest vis-a-vis Hiltona. Hosteli od tego czasu przybyło tu całe mnóstwo. Tak jak w wielu europejskich miejscach. Nie zmieniła się tylko katedra. Choć czasu gdy zobaczyłem ją pierwszy raz widziałem mnóstwo świątyń, to nadal robi wrażenie.
A jak jeszcze – specjalnie dla mnie oczywiście – oświetliło ją zachodzące słońce, to niech się schowają te wszystkie jarmarki adwentowe.
Tak sobie gadam, ale trzeba przyznać, że niczego sobie mają tu stragany.
Może bez takiego szaleństwa jak w Dreźnie czy Berlinie. Małe jest piękne. Nie dotyczy to jedynie miejscowego szkła w którym podają – znakomite – piwo. Menzurki godne laboratorium.
Robiłem ostatnio badania laboratoryjne. Powiedzmy, że hm.. krwi utoczyłem więcej niż tu się podaje w standardowym rozmiarze. Ile kilometrów zrobią kelnerzy roznosząc literatki to niech policzy endomondo. Tak jak wszędzie na północy Niemiec ma to jakieś swoje historyczne uzasadnienie. Ponoć robotnicy czekając na powrotne pociągi nie mogli sobie pozwolić na zamawianie większych kufli. Żeby się nie zmarnowało. Inni twierdzą, że dzięki temu można się cieszyć jego świeżością. Ech… naprawdę: półlitrowy kufel znakomitego “kolscha” naprawdę nie zdąży stracić świeżości. A znam takich którzy dadzą mu radę nawet gdy na peron wjechałby szynobus i też zdążyliby zająć miejsce w pociągu. Na szczęście znalazłem na jednym z targów stoisko, gdzie piwa nie podawali w rozmiarach kieliszka wina.
Prosit!
Mieczysław
Kolonia 3 grudnia 2015
PS Do Kolonii lata m.in. Ryanair z Modlina i chyba nadal można znaleźć bilety po ok 40 zł w jedną stronę. A miejscowe lotnisko jest tylko o kwadrans drogi od dworca centralnego. Nawet spóźniony lot po północy nie przeszkodził w szybkim dotarciu do miasta (2.80 euro, za bilety w automacie płacimy niskimi nominałami tylko 5 i 10 euro). Lunch w “biersztubach” zjemy już za 6 euro, ale wieczorem bez rezerwacji trudno jest znaleźć wolny stolik. Piwo bez promocji od 1.80 euro, w czasie happy hour niektóre lokale oferują je za 1 euro. Za 0,2 litra.