Privit! Na Ukrainę już leciałem samolotem, turlałem się pociągiem i jeździłem autobusami. Ten ostatni sposób jest najbardziej hardkorowy.
Nie zapomnę swojego ostatniego pobytu sprzed kilku lat. Nie latały jeszcze samoloty ze Lwowa do Modlina. Pewnie decydenci zobaczyli na mapę i stwierdzili, że 400 km to za mały dystans, aby był opłacalny. Jednak tutaj kilometry naprawdę nie grają roli. Ja też nie chciałem wracać przez Wrocław, bo uznałem to za lekką ekstrawagancję nawet jak na moje swobodne podejście do lotów. Żałowałem tego zanim jeszcze wyjechałem autobusem ze Lwowa. Już po 10 godzinach byłem w Lublinie. Nawet gdybym nie miał w planach tu się zatrzymać to i tak wysiadłbym z tego autobusu. Niespotykanie spokojny człowiek by tego nie zdzierżył 🙂 Dlatego tym razem bez wahania kupiłem bilet. Lotnisko we Lwowie nadal pachnie swieżością i przestronnością. Niestety trzeba było ruszyć dalej na Podole. Do Kamieńca jest niecałe 300 km. Ale mój blablacarowy kierowca wolał nadłożyć jeszcze pięć dych. I już po sześciu godzinach byliśmy u celu. Czemu jedziesz naokoło? – Uwierz, mi tak jest szybciej. No i samochód jeszcze będzie mi służył przez jakiś czas 🙂
Niedogodności szybko zapomniałem, bo twierdza w Kamieńcu Podolskim cudna.

Dalej na wschód już tylko Dzikie Pola, siada na koń ułan młody, dumka na dwa serca i ordy tatarskie.
Pojawiają się pierwsze azjatyckie toalety, jak choćby w hostelu w którym nocowałem: full wypas, aluminium, szkło, dywany na podłogach i toaleta… narciarska. Choć po japońskich najbardziej higieniczna, to jednak wymaga silnych mięśni nóg i kręgosłupa 🙂
Mocny kręgosłup przydaje się przy drogach niższego rzędu. Tam kierowcy niemal tańczą na drogach. Lewo, prawo, lewo… Już, już wydaje się, że idziemy na czołówkę z pojazdem z naprzeciwka. Ale wtedy niczym w tańcu partnerzy odskakują od siebie. Czasem (a nawet często) nie udaje się uniknąć dziur. Poluzowały mi się wszystkie stare plomby, a śrubki w aparatach trzeba było podokręcać. Jakim cudem nie wybiłem głową dziury w dachu busika którym wracałem skrótem do Tarnopola: nie wiem. Tym bardziej, że gruzawik miał szanse być tym, który wspierał oddziały tureckie w czasie oblężenia Kamieńca. W sieci łatwo znaleźć nagrania z tej wpadki reżyserskiej z planu Pana Wołodyjowskiego.
Do Tarnopola wróciłem na zaproszenie miejscowych władz. Możecie sobie wyobrazić mój entuzjazm, kiedy okazało się, że jedną z pierwszych atrakcji jest…. offroad. Nosz k5m3!… Offroad to ja miałem od czasu opuszczenia lwowskiego lotniska. Ale kiedy wreszcie lokalni mistrzowie 4×4 dojechali i ruszyliśmy w trasę, to byłem zachwycony. Tak płynnej (nie tylko po potokach) i eleganckiej jazdy nie miałem na oficjalnych drogach. Tym bardziej, że nad meandrującym Dniestrem miejscówki do jazdy po bezdrożach są fantastyczne. Nie obyło się bez przygód.
Na szczęście brak siekiery nie powstrzyma przed odwrotem przy wiatrołomie. I tak szybciej jest założyć wyciągarkę i odsunąć zwalone drzewo na bok. Albo wyciągnąć z błota mniej doświadczonych kierowców. A do tego piknik z widokiem na Dniestr. Elegancki na tyle, na ile pozwalają trudne, biwakowe 🙂 warunki.
Ech, kto pjot, temu nalivajte!
Mieczysław
Między Tarnopolem a Przemyślem
13 maja 2019

PS Na Ukrainę najlepiej dolecieć tzw. tanimi liniami lub wjechać pociągiem. Wtedy kontrole nie trwają aż tak długo. W pociągu odbywa się w czasie przejazdu między Przemyślem a Lwowem. Pociąg z dostępem do prądu (czego nie mogę powiedzieć o pekape do Warszawy) a także wifi (czego też nie mogę powiedzieć o pekape do Warszawy), choc na miejscu korzystałem z miejscowych kart. Najlepszą ofertę miała firma Lifecell (z której korzystali też pogranicznicy ukraińscy). Jednak internet hulał tylko w miastach. Na bezdrożach chyba lepszy zasięg miał Kiyvstar. Ceny rzędu 80-150 hrywien
W bazie Nad Strypą pokój dwuosobowy znajdziemy już za 450 hrywien; Eko-chata w stylu podolskim kosztuje od 600 hrywien. http://www.nadstripoyu.com.ua Vas Yurkiv z Buczacza zorganizuje też offroad zgodnie z życzeniem.