Hejka! Miałem się wygrzać nad Morzem Czarnym. Ale wygląda na to, że krótki rękaw bardziej potrzebny był w ostatni weekend na Warmii.
Na Warmię docierałem już pociągiem, samochodem i autobusem ale pierwszy raz udało mi się tam dolecieć. Oczywiście tylko dlatego, że leciałem z Bałkanów przez Kraków. Mogłem jeszcze przez Wrocław, Dortmund lub dwa lotniska londyńskie, bo więcej
lotnisko Olsztyn-Mazury na razie nie obsługuje. Swoją drogą (czy raczej pasem startowym) ta nazwa jest myląca, bo przecież Olsztyn to Warmia. Ale sama wieś Szymany, gdzie leży lotnisko to Mazury. Umowną granicę między Mazurami a Warmią przekraczamy gdzieś między Pasymiem, a Marcinkowem w gminie Purda. Jakieś piętnaście kilometrów na wschód we wsi Bałdy istnieje nawet symboliczna Brama Warmii, gdzie niegdyś szła
główna droga (takie dawne S7) i uroczyście witano warmińskich biskupów. Ja nie mam sakry, i może nie bezpośrednio na granicy, ale nieco później przywitano mnie po królewsku.
Jednak jeśli przylecicie na lotnisko o kodzie IATA – SZY, to jeśli nie wyjechał po Was komitet powitalny to musicie zmierzyć się z komunikacją publiczną. Leciałem w czwartek wieczorem. Jeśli lot nie jest opóźniony, to bez problemu łapiemy pociąg i po godzinie jesteśmy w centrum Olsztyna. W inne dni, ale też nie zawsze, można jechać jakimś busem, byle go zarezerwować z wyprzedzeniem. Zanim więc wydacie promocyjne 49 złotych za bilet lotniczy, sprawdźcie jak można się dostać do cywilizacji większej niż Szymany.
Jeżeli oczywiście marzycie o weekendzie w cywilizacji jaką oferuje Olsztyn. Bo w okolicach jest mnóstwo atrakcji i gospodarstw agroturystycznych, które czasem z założenia nie mają WiFi. Jak np w ===>Pajtuńskim Młynie , gdzie przy tabliczce z hasłem do WiFi jest napisane BRAK. Ponoć niektórzy kilka razy wpisują to jako hasło, zanim się zorientują, że sieci… brak. Zresztą z zasięgiem telefonii też bywają kłopoty, więc jest to idealne miejsce dla tych, którzy potrzebują trochę resetu od wszechobecnego internetu. Tym bardziej, że na miejscu mamy ze trzydzieści koni, można popływać kajakiem przy dobrym stanie wody a w dodatku pani Alicja robi wyśmienite pączki. Dzień bez pączka dniem straconym! Ponoć przy odrobinie szczęścia można tu nawet spotkać jelenie i sarny, które “dzielą” się pastwiskami z końmi.
Ale choć przedeptałem parę kilometrów nie dane mi było zobaczyć rogaczy, a jedyne poroża znalazłem przy ołtarzu w kościele w Purdzie.
Za to po drodze na nocleg do innej agroturystyki, ===> Uroczysko Deresze , w wieczornych światłach o mało nie potrąciliśmy… chyba rysia? Zdania podróżnych były podzielone, co nie zmienia faktu, że warto uważać na bocznych drogach.
Jednak absolutnym hitem była wizyta w ===> Warmińskiej Pszczole, u energetycznych pszczelarzy Kasi i Andrzeja. Rzucili korporację i osiedli na Warmii. Sąsiedzi dawali im dwa lata na utrzymanie się na tym końcu świata. A oni już ponad dziesięć lat robią miód i uczą o miodzie.. Dowiedziałem się nie tylko o bzykaniu pszczół – bardzo zresztą relaksującym.
O tym, że pszczoły potrafią być agresywne lub łagodne i każda wraca do swojego ula. A także o cudownych właściwościach miodu, pyłku czy wosku. Jak w hotelu przed powrotem pakowałem prawdziwe świece, to wraz zapachami różanymi przywiezionymi kilka dni wcześniej znad Morza Czarnego dało to prawdziwie aromatyczną mieszankę. Perfumerie niech się schowają! No i najważniejsze: po czym poznać prawdziwy miód? O tej porze roku każdy dobry miód powinien być skrystalizowany! Nie dotyczy to jedynie akacjowego. I mimo terminu ważności podawanego na każdym słoiczku: miód się nie psuje, o czym przekonano się wyciągając garniec z piramid egipskich. O tym wiedziałem, bo kiedyś z piwnicy wyciągnąłem mocno zakurzony słoik. Wprawdzie nie tak stary jak mumie faraonów, bo kilkunastoletni… I żyję!
Na zdrowie! Bo miód można też pić!
Miodowy Mieczysław
Olsztyn 24 kwietnia 2023 roku
PS I w czasie mojego pobytu w Warmińskiej Pszczole: Pszczółki, czyli Jagiellonia Białystok wygrała pierwszy mecz na wyjeździe od ponad roku. Przypadek? Nie sądzę 🙂