Zdravo! Znów jestem na Bałkanach. Tym razem w Bośni i Hercegowinie.

Ostatnio Bratanice mnie spytały w ilu krajach byłem. Nie wiem. Choćby dlatego, że czasem granice się zmieniają. Jugosławii już nie ma. Wylądowałem w Bośni (i Hercegowinie). Niby europejskie Bałkany, ale… są różnice. Nawet na lotnisku w Banja Luce (taki Modlin) był bus do miasta. Dobrze, że miałem lokalną walutę (euro też przyjmują), bo bankomatu/kantoru nie uświadczysz. Ale jedziemy. Do centrum i dworca autobusowo/kolejowego jak twierdził kierowca. Co wydawało się nawet logiczne. Ale logiczne w cywilizacji rzymskiej, a nie ottomańskiej w której najwyraźniej Banja Luka nadal funkcjonuje. Dość powiedzieć, że niczym w caracie dworce są zbudowane w cholerę drogi od centrum. Coś jak lotnisko Pyrzowice zwane Katowicami zamiast Zawierciem. Zanim dotarłem do kwatery, to depnąłem jeszcze parę kilometrów z buta. Czy raczej sandała. Bo autobusy jeżdżą, ale według swojego rozkładu. Ech, stary poemat Morsztyna o księżniczce z Banialuki jako żywo miałem na żywo :P. Co ciekawe, była tu w czasach międzywojennych dość duża polska diaspora. Po drugiej wojnie światowej, Tito wyrzucił naszych (i paru innych Słowian), mimo, iż prowadzili całkiem dochodowe gospodarstwa wodne. Miałem nadzieję na jakiś pierwszy melanż w Banialuce (jak to brzmi!) Niestety. Choć kwatera była w porządku to wylądowałem na jakimś wygwizdowie. Cisza, spokój. I dobrze, że sklep był jeszcze otwarty.
Ech… trzeba uważać na życzenia, bo mogą się spełnić. Z Banja Luki ruszyłem do Sarajewa. Kto jeszcze pamięta Saaaaraaajeeewooooo! Z dżingla reklamującego zimowe igrzyska olimpijskie. Kiedy czwarte miejsce uważaliśmy za cud. Cudem było też dotarcie do Sarajewa.

Jeden z meczetów w Sarajewie

Niechcący wsiadłem do autobusu widokowego. Z map wynika, że Banja Lukę i Sarajewo dzieli 250 km circa about. Autobus jechał ponad pięć godzin. Planowo! Gdyby nie to, że od północy była granica chorwacka, pewnie zahaczylibyśmy o Węgry!
Narzekałem na wygwizdów w Banja Luce? W Sarajewie wylądowałem w hostelu w samym centrum. W podwórku były ze trzy puby i knajpa Nune. Niestety. Nie dowiecie się gdzie zjeść w Sarajewie poza Nune. Jadłem tu śniadanie, obiad i kolację. Tylko kawę bośniacką parzoną na turecką modłę piłem w lokalu w pobliżu.

Mocna kawa bośniacka parzona na sposób turecki

Absolutny top. I kawa i knajpa Nune Choć wegetarianie mogą mieć inne zdanie, co do cevapcerii. Jedynym minusem (no, poza śniadaniem) był brak alko, ale przecież obok były trzy puby. W tym jeden irlandzki. Krzywdy nie było. Był też minibrowar. Jednak tu się odbiłem od bałkańskiego zwyczaju. Niestety w środku dość powszechne jest palenie papierosów.

Centrum Sarajewa, nowy ratusz
Ratusz w Sarajewie

Jak mam zachwycać się aromatem piw rzemieślniczych, kiedy czuję tylko dym? To już wolę sączyć normalne pilzneropodobne (bo przecież nauczyli się warzenia tych piw w czasach monarchii CK austro-węgierskiej) przy muzyce lokalnej. Też zadymione, a różnicy – prócz cen – nie widać. I bliżej do wyrka, które czekało tylko pół piętra wyżej.
Samo Sarajewo? Fajne miasto. Tak jak każde, z którego od razu można pójść w góry. Te góry były ich przekleństwem w czasie wojny domowej w latach 90 ubiegłego wieku. Przechodząc z dworca na stare miasto wzdłuż nowoczesnych centrów handlowych dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że idę (nie)sławną Ulicą Snajperów. Gdzie trzydzieści lat temu można było zginąć idąc po wodę. Muzea wojenne też są. Warto odwiedzić Muzeum Zbrodni Przeciw Ludzkości i Ludobójstwa.

Gorzko ironiczny plakat olimpijsko wojenny z Sarajewa, gdzie koła olimpijskie są  z drutu koczastego

Dobrze, że bilet jest dwudniowy. Na raz może być za dużo. Świetne, choć tragiczne w wyrazie zdjęcia. I na żadnym nie ma napisanego kto jest odpowiedzialny za zbrodnie. Żeby się dowiedzieć, trzeba obejrzeć filmy….
Żywje!
Mladko, jak mnie zwą na Bałkanach
Banja Luka- Sarajewo 29 sierpnia 2022

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *