Boa noite! Powoli wpadam w rytm Camino. Pobudka, pakowanie, śniadanie i w drogę. Za żółtymi strzałkami.
Po ,,rozbiegowych” dwóch pierwszych dniach powoli wpadam w rytm drogi. Pobudka, śniadanie, pakowanie i jazda. O tym co spakować (a raczej czego nie pakować) pewnie jeszcze napiszę. Choć przyznam, że zaimponował mi pielgrzym z Rumunii, który nie zabrał ze sobą ani śpiwora ani ręcznika. To oczywiście też jest rozwiązanie, pod warunkiem, że śpi się w albergach prywatnych, pensjonatach czy hotelach gdzie takie rozwiązanie jest oczywiste. Ale śpiąc schroniskach dla pielgrzymów, czy to miejskich czy to kościelnych trzeba przygotować się na baaardzo skromne warunki, choć zwykle jest też bardzo czysto. Na szczęście zaraz po wyjściu z noclegowni nie mamy praktycznie żadnych problemów ze znalezieniem drogi. Żółte strzałki namalowane są nawet częściej niż szlaki w naszych górach. Może nie zawsze są aż tak duże jak ta na drodze do Esposende.
Nawet po ciemku i bez okularów trafiłbym we właściwym kierunku. Człowiek rozleniwia się do tego stopnia, że wczoraj sieknąłem kilka km więcej. Szedłem brzegiem morza, jednym z wariantów Costa Camino, kiedy zobaczyłem żółte strzałki kierujące na szlak główny. Zamiast to zignorować i iść dalej Litoral (czyli nad samym brzegiem) to ruszyłem w stronę żółtego. Nie dość, że zrobiłem więcej kilometrów, to jeszcze zaliczyłem trochę przewyższenia. Nawet nie chcę wierzyć w kilometraż który mi telefon podał, bo takie rzeczy to się robiło 20 kilogramów temu 🙂
Ale na psyche, szczególnie na początku drogi, negatywnie działał kilometraż. A właściwie jego brak. Co innego narysowane jest w moim przewodniku a co innego mówią postawione ot tak, dla hecy – jak myślałem, kilometrowe informatory. Aż sprawdziłem foty.
Pod katedrą w Porto jak byk napisane 248 kilometr do Santiago. Drugiego dnia na plaży okazuje się że jest 255.
Może idę nie w tym kierunku? Zaraz potem 181 km. Aż tak szybki to nie jestem, idę a nie jadę rowerem czy konno 😛 . Następnego dnia, że jednak do Santiago to 208.
Już zacząłem obmyślać czy mi wystarczy czasu. Jakie ewentualnie skróty mogę zrobić. Aż wreszcie mnie olśniło! No przecież między Porto a Santiago jest kilka dróg. Klasyczna to rzeczywiście 248 km. Nieco dłuższa jest Costa Camino, szczególnie jeśli wybierze się wariant z przepłynięciem rzeki Minho i przejście przez Vigo. A przecież Camino można pokonać także na rowerze (lub konno). W Galisji na Camino Portugalskim jest jeszcze wariant ,,duchowy”, gdzie część drogi można pokonać łodzią. Pielgrzymia barką? Już w tym roku brałem udział w procesji na Wiśle, więc może jest to pomysł na przyszłość?
Tymczasem dotarłem do granicy z Hiszpanią. Dziś cały dzień wzdłuż rzeki Minho. Jutro przez most na drugą stronę rzeki. Wygląda na to, że przez najbliższe dni słońce nie będzie już tak nachalne. Ale i do San Tiago (Portugalczycy piszą też czasem S. Tiago) zostało ze 120 km (chyba:) ) Może więc uda się pokonać trasę w tym roku, bez dzielenia jej na raty
Bom Caminho!
Caminhero (jeszcze) Mieczysław
Valence, 19 listopada 2024