Bom dia! Skończyła mi się kawa. Wyskoczyłem na chwilę do Portugalii po nowe zapasy.
Wiem, że brzmi to pretensjonalnie. Ale skoro bilet do Faro, na koniec (albo początek) Europy w wersji last minute biura podróży Rainbow jest za mniej niż 300 zł, to warto szybko spakować plecak. Zresztą i tak mam wszystko przygotowane. Za podobną cenę poleciałem do Faro także w zeszłym roku. Teraz miałem leżeć na plaży i się relaksować. No i naprawdę siedziałem na plaży (!).
Dokładnie tyle czasu ile potrzeba było na wypicie butelki niezłego wina premium kupionego w miejscowej Biedronce. No dobrze, kolejny wieczór siedziałem już z zimnym piwem, ale szczerze? Wino Portugalczycy mają lepsze.
W każdym razie założenie miałem takie, żeby tym razem nie jeździć po całym Algarve. Plaża w Faro (chyba kiedyś o tym wspominałem) jest idealna dla miłośników samolotów i ptaków. Delta rzeki Formosa tworzy fantastyczne rozlewiska. Na ptaki mam trochę za słaby obiektyw i cierpliwość. Miejscowi przewodnicy ekscytowali się bocianami, no ale akurat mi tym nie zaimponowali. Za to podejście do lądowania/i start jest bajkowe. Nie dość, że świetnie wygląda z dołu, to jeszcze – dzięki internetowym rozkładom lotów – jest przewidywalna bardziej niż potencjalne flamingi.
Miejscówka spotterska bardzo fajna. I w ramach relaksu pobudka codziennie przed wschodem słońca. Dobrze, tu słońce wstaje teraz po 7 rano a mój namiot rozbity jest tak, że widzę drogę podejścia samolotów nawet nie wstając z barłogu. Ale skoro już człowiek się dźwignął, to przecież nie będzie na plaży leżał. (Patrz wyżej: winko to raczej o zachodzie słońca).
Miałem wprawdzie nie jeździć po Algarve, ale o Atlantyku nie wspominałem. Jedną z atrakcji delty Formosa prócz wycieczek statkami , skuterami wodnymi i kajakami są poranne wycieczki na delfiny.
To znaczy oglądanie delfinów. Ma to w sobie coś z loterii, bo przecież zwierzęta nie są na autopilota. I nie ma się 100-procentowej gwarancji ich zobaczenia. Dlatego ruszamy z rana (czyli 8.30), żeby trafić w miejscówki, gdzie zwykle delfiny mają swoją poranną kawę i pastel de nata. Człowiek w Faro przed 8 ma problem ze znalezieniem otwartej kawiarni, bo obsługa dopiero szykuje się do dnia pracy. Ale jak już trafimy na łódkę, to szybko się budzimy.
,,Teraz na lagunie jest spokojnie, ale jak wyjdziemy na pełne morze to może zabujać – mówi Tania, przewodniczka na łodzi- więc jeśli poczujecie, że robi wam się niedobrze, to bardzo proszę oddać to co trzeba za burtę. I my i ryby w oceanie będziemy Wam bardzo wdzięczni”
Ponoć rzeczywiście zdarzają się wypadki choroby morskiej. Każdy ma swoją długość fali, jak mawiano kiedyś na Zawiszy Czarnym. Bujało sympatycznie, ale przecież i tak każdy wypatrywał po horyzont czy nie wyskoczy nagle gdzieś delfin. Nagle! Są! Niedojedzonego kabanosa wsunąłem do kieszeni. Oczywiście pierwsze foty zupełnie nieudane. Zanim wcisnąłem migawkę, to się chowały pod wodę. Przypomniałem sobie jak ganialiśmy się z delfinami różowymi po Amazonce. Tu butlonose też bawiły się z nami w kotka i myszkę. Skubańce potrafią pod wodą być nawet z dziesięć minut, więc czasem pojawiają się zupełnie z innej strony, niż wszyscy ich się spodziewają.
Fajne jest wśród organizatorów takich rejsów to, że informują się nawzajem o lokalizacji stada (?) delfinów. A jednocześnie w jednym miejscu nie ma więcej jak dwie-trzy łódki. Pozostałe czekają w pewnym oddaleniu, aby nie płoszyć zwierząt. Wycieczka trwała ze dwie godziny. Potem większość oddaje się plażowaniu na pobliskich absolutnie dzikich (z jedną restauracją i kilkoma domkami rybackimi) plażach. Coś dla pustelników.
Mnie odwieziono od razu portu. Czułem się jak bohater Miami Vice :P, ale musiałem zdążyć na samolot powrotny. Przecież wpadłem tylko na 72 godziny, po kawę 😛
Saude!
Mieczysław
Faro 29 sierpnia 2024
PS I kilka info praktycznych. Czartery Rainbow pojawiają się z dnia na dzień. Ja za ten zapłaciłem 299 zł (z bagażem rejestrowanym). Lotnisko położone jest pomiędzy miastem a Plażą Faro (Praia de Faro). Autobus 16 (2.70euro) zatrzymuje się przed groblą prowadzącą do plaży (trzeba przejść ok 1,5 km). Tyle samo kosztuje bilet do centrum Faro (dworzec autobusowy). Bezpośrednio do Praia de Faro pływa prom (2.30 euro albo w dwie strony 3.90)) z przystani w starym Faro. Stamtąd też odpływają łodzie, taksówki i promy po całej delcie Formosa. Ja płynąłem z Ecomarine Algarve. Nie dość, że byli najtańsi (45 euro za poranne poszukiwanie delfinów), to przekonał mnie Carlos, który sam prowadził łódź, zresztą bardzo pewnie. I chyba mam większe zaufanie do jednostek zbudowanych z włókna szklanego niż dmuchanych ,,zodiaków” desantowych 😛
Samo Faro do przejścia w godzinę. Mnie zaskoczyła katedra (5 euro): piękne i intrygujące dekoracje ołtarzowe plus Kaplica Czaszek.
Paragony grozy: na plaży pizza od 15 euro, w mieście menu dnia od 12 euro. Niezmiennie niska cena kawy: od 70 centów. W Pingo Doce (portugalska Biedronka) zestaw z pastel de nata kosztował 1,19 euro (słownie jedno euro i dziewiętnaści eurocentów). Na warszawskim targu śniadaniowym sama babeczka kosztowała dwa razy więcej, o kawie nie wspomnę. Gdybym w Portugalii jadł ze dwa/trzy zestawy dziennie a do tego kupił ze dwa kilo kawy i parę win to chyba zwróciłby mi się bilet lotniczy 😀 nawet w czasie tak krótkiego pobytu. A nie, czekaj… Parę babeczek zjadłem i kawę kupiłem 😛
Super knformacje! Te delfi y mnie zaintrygowały, ale szkoda że bocianów nie spotkałeś!
Basiu, bociany widziałem, ale jakoś wydały mi się znajome 😛 , więc nawet nie robiłem im zdjęć!