Leki na całe zło
Trzeba zweryfikować klisze z filmów z Liamem Neesonem. Albania jest coraz częściej wybierana na miejsce wczasów, także przez naszych turystów.

Mire! Jesteś z Polski? – Nie Mirek tylko Mietek, poprawiłem nie zastanawiając się skąd Albańczyk zna zdrobnienia polskich imion – No problem, bracie siadaj, zjedz śniadanie, zagryź czereśnią. Albo chlebem z dżemem czereśniowym. Czereśni u nas jeszcze nie widziałem. Tu są chyba owocem narodowym. Uwielbiam czereśnie, więc od razu mi się tu spodobało. A “mire” to inaczej cześć, dobry! mówione na powitanie do przyjaciół i dobrych znajomych. I muszę przyznać, że dawno nie widziałem tylu przyjaznych gestów wobec turystów jak właśnie w Albanii. Jaka miła odmiana po nabzdyczonych hotelarzach rzymskich czy mediolańskich… Ech się chłopakom (i dziewczynom) przewraca w głowie od dobrobytu. Tu jeszcze nie są zepsuci przez masową turystykę.ksamil1606_020_blg I też czasem łatwiej się z nimi dogadać po włosku niż angielsku. Bo albański jak polski – trudny język. A z drugiej strony lata izolacji zrobiły swoje i nie wiadomo czego się spodziewać. Hollywood też im nie pomógł. Wśród spotkanych backpackersów z całego świata (od Brazylii i Quebecu po Nową Zelandię) wszyscy mają w głowie kliszę z filmu Uprowadzona, kiedy to Liam Neeson rozwala w pojedynkę pół Paryża, Stambułu oraz albański gang . Nie mylić z hiphopowymi szansonistami. Tu nie tylko właściciel hostelu chciał przychylić nieba. Naprawdę, kilka hoteli parugwiazdkowych mogłoby się nauczyć gościnności od Tomi’ego. (Polecam hostel Saranda SR Backpackers). I wszędzie gdzie idziesz to cię pozdrawiają: uśmiechem, skinięciem głowy lub dłoni. W pewnym momencie łapa mnie zabolała od kolejnego odmachiwania. Serdeczność ludzi przykrywa pewne niedoskonałości Sarandy. Jako sztandarowy kurort południa kraju szczyci się oczywiście stosowną promenadą Jednak często tuż za pierwszym rzędem odpicowanych domów i hoteli znajdziemy się na placu budowy. I to nie do końca wiadomo czy trwającej czy porzuconej. Może dlatego podsłuchana przeze mnie para miała dylemat. – Ale co my im powiemy Misiu, jak tu jest? – Powiemy, że jest zaj…iście, całkiem nieeuropejsko – odpowiedział Misio.
No cóż, powiedziałbym raczej, że jest tu bałkańsko. A to, że kraj nie jest w UE, nie dyskwalifikuje go jako nieeuropejskiego. Albania jest jak keks wielkanocny. Dużo bakalii, ale trzeba przebić się przez szarą masę. Transport tutaj jest jedną wielką przygodą. Nawet nie to, że dużo dziur. Wprost z morza wyrastają góry. Fajnie to wygląda, ale żeby gdziekolwiek dojechać trzeba sporo zdrowia. Tu lepiej nie podawać odległości w kilometrach, tylko w czasie przejazdu. Szacunkowego. Bo jak na dzień dobry dostaje się z biletem torebkę foliową, to nie po to żeby opakować kanapkę. Raczej wprost przeciwnie. Raz trzeba było poczekać, aż jeden z pasażerów wróci do formy na poboczu. Każdy ma jakąś krytyczną liczbę ostrych serpentyn, po której żołądek mówi pas. Tym bardziej szkoda, że jedzenie tu pyszne. Mule krewetki czy ryby to oczywiste dania na promenadzie nadmorskiej. W górach od razu nastawiłem się na baraninkę. Niestety w Gjirokastrze poszedłem do jednej z knajp polecanych przez popularny przewodnik. Może gdybym nie miał w pamięci południowoamerykańskiego asado, to może i dałbym się zwieść. Ale pieczyste pod zamkiem nie rzuciło na kolana. Za to po zejściu w dół niemal nadziałem się na świeżutko upieczonego też nadzianego na ruszt baranka.gjirokastro1605_176_blg Z pewną nieśmiałością (bo trzeba było wrócić do bazy, a wiadomo: z biletem torebka foliowa gratis) ale jednak skusiłem się na kolejną porcję. Tym bardziej, że właśnie trafiłem na zdejmowanie baranka z rusztu po dwugodzinnej karuzeli. Uznałem to za znak. I muszę przyznać to był strzał w dziesiątkę. Altin,gjirokastro1605_170_blg kucharz, znalazłby uznanie wśród amerykańskich gauchos. Ech, kolejny raz muszę zapłakać nad małą popularnością jagnięciny w naszej kuchni. Tutaj prawie półkilogramowa porcja to czterysta leków. Tak się nazywa miejscowa waluta. I szczęśliwie leków się tu nie przedawkowuje. Ceny są przyjazne, tak jak ludzie.
Te fala!
Mietek. (Nie Mirek)
Saranda 2 czerwca
PS. Saranda Backpakers mieści się przy Mithat Hoxza 10 (wejście między bukmacherem a barem szybkiej obsługi) tuż przy porcie promowym w Sarandzie. Tawernę Laberia w Gjirokastrze znajdziemy na rogu 18 Shtatori i Iliadico Sheperi. Po drodze do zamku.
A dziś z rana sprawdziłem ceny na Korfu: nocny wylot do Kerkyry kosztuje 299 zł.bilet299 Znaczy tydzień temu przepłaciłem ;)… Przypominam też, że na Korfu lata Ryanair bezpośrednio z Polski. Resztę znacie 🙂 Poniżej kilka fot na zachętę
syrikalter1606_150_blg

gjirokastro1605_108_blg

butrint1605_070_blg

saranda1605_134_blg

Podobne wpisy

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *