Szczęść Boże! Człowiek jest już w takim wieku, że wprawdzie nadal dostaje zaproszenia, ale tym razem wylądowałem w sanatorium. I do tego pod ziemią.

Nasze sanatoria podziemne nawet drwal policzy na jednej ręce, więc nie jest trudno zgadnąć gdzie pojechałem. Tak, byłem w Wieliczce. Który raz? Nie pamiętam. Zgubiłem rachubę około dziesiątki. Ale i tak jestem lepszy niż przeciętny Norweg. Odkąd prowadzone są statystyki, Norwegów było tu 8 milionów. Czyli dwa razy więcej niż ich jest. Większość oczywiście na trasie turystycznej. I muszę przyznać, że jest imponująca nawet jak się jest tutaj n-ty raz. Choć mam wrażenie, że z każdą wizytą jest tu jakby szybsze tempo zwiedzania. Dlatego bardzo się ucieszyłem, że nareszcie udało mi się trafić na trasę “górniczą”. To prawdziwa bomba! Ale lojalnie uprzedzam, że jeśli ktoś w ogóle nie był jeszcze na najpopularniejszej trasie, to może czuć się rozczarowany. Nie ma tu wielu solnych figur, podświetlanych płaskorzeźb na ścianach czy wielu solnokryształowych żyrandoli. Prawdę mówiąc, prócz jednej sali, w ogóle nie ma tu światła. Prócz tego, które mamy na kasku.

Kask i zestaw ratunkowy do oddychania są na wyposażeniu każdego “ślepra”, jak nazywani są początkujący górnicy. Bo największą atrakcją tej trasy jest możliwość poznania ich pracy. Zestaw szczęśliwie się nie przydał, za to kask kilkukrotnie uchronił strop i kopalniane stemple przed ich demolką przez moją głowę. Te trasy nie są spacerowe. Nie raz i dwa musiałem iść mocno pochylony. Tak też mniej więcej musieli uważać pracujący tu górnicy. I tak jak górnicy mogliśmy rozbijać sól czy pleść sznury. Wszystko po to, by z czystym sumieniem na zakończenie dostać: najpierw dziaganem (kilofem) w. .. wołową skórę chroniącą, no chroniącą to, co wołowa skóra powinna chronić. A potem dostać dyplom, że pierwsze górnicze szlify mamy już za sobą. Znaczy z czystym sumieniem mogę świętować zarówno dzień Św Barbary jak i Św Kingi, patronki górników solnych. Dużą atrakcją był posiłek w komorze – jakżeby inaczej – Gospoda. Niestety przez inną historyczną komorę – Zamtuz – przeszliśmy bez właściwych nazwie atrakcji, za to wprost do jednej z kaplic. Pod ziemią życie toczyło się niemal tak samo jak na powierzchni. Zresztą: toczy się dalej. Wspominałem, że trafiłem do sanatorium?

To jak urzeczywistnienie nieśmiertelnego ogniskowego przeboju Dżemu. Mogłem myśleć, że Rysiek Riedel śpiewał o mnie w “Whisky, moja żono”: “ co z niego za typ… brudny, niedoMietek, w stajni ciągle śpi…” Rzeczywiście, na trasie górniczej można się nieco umorusać. (Choć oczywiście są prysznice). W dodatku śpi się w stajni. Konkretnie w Stajni Gór Wschodnich. Łóżka są w przegrodach stylizowanych na końskie boksy, co daje pewne poczucie intymności. Kto niezwyczajny ten może narzekać, ale spałem już w więcej niż dwudziestoparoosobowych salach. Zresztą: najgorsze w zbiorówkach jest to, że na łóżku obok znajdziemy chrapiącego grubasa. No to jakie mam prawdopodobieństwo na sobowtóra? Poza tym: to przecież sanatorium. Światła gasną o 22 i zapalają się o 7. Kto chce może się w salach obok inhalować, gimnastykować, sączyć herbatę czy oddawać lekturze. Jest dużo miejsca i dużo powietrza nad głową, więc nie mamy poczucia klaustrofobii. Tylko dobrze jest zapamiętać boks w którym śpimy, bo po zgaszeniu świateł: “widzę ciemność” jak mawiał Maks w Seksmisji. Zresztą też kręconej w korytarzach i komorach Wieliczki. Przez korytarz gdzie znaleziono flaszkę w gumiaku (“nasi tu byli”) przejeżdżamy teraz pociągiem. To najnowsza atrakcja kopalni, po zakończeniu zwiedzania normalną trasą. Kilkunastominutowy przejazd podziemnym pociągiem to miła odmiana po turystycznej przebieżce. Przejazd koleją ma nas przenieść w czasy monarchii. Niestety, na stacji końcowej nie czeka na nas orkiestra, a tylko muzyka z głośników. W czasie postoju mamy czas jedynie na kawałek ciastka udanie przypominającego tort Sachera. Nie zdążymy też wypić wiedeńskiej kawy “melange” a jedynie espresso. Pociąg odjeżdża dalej.
Szczęść Boże!
Wieliczka – Warszawa 4 grudnia 2017
Śleper Mieczysław

PS I tradycyjnie kilka info praktycznych. Temperatura jest stała 14-16 stopni. Więc zimą wydaje nam się, że jest cieplej. No i zdecydowanie wtedy mniej turystów. Warto wybrać się do kopalni jeszcze w tym roku (55 zł) bo od przyszłego ceny nieco zdrożeją (59 zł) zarówno za trasę turystyczną jak i górniczą. Pobyt w sanatorium dla potrzebujących refunduje NFZ, ale można też wykupić usługę “Zdrowy sen” (120 zł) i spędzić pod ziemią 12 godzin. Istnieją też programy lecznicze bez noclegu “Zdrowa sobota” za 49 zł. Uwaga: w sanatorium nie mamy zasiegu sieci telefonicznej i internetowej, ale na trasie turystycznej nie ma problemu z wysyłaniem selfików i smsów spod ziemi.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *