Bom Caminho! Iść czy nie iść? Iść! Nie trzeba od razu pokonywać 1000 km!
Wszystko (prawie) o co boicie się zapytać dotyczące Camino.
Czy muszę być katolikiem, żeby pójść Camino?
Nie. Nawet nie musisz być chrześcijaninem. Camino jest otwarte dla wszystkich. Jedyne co musisz mieć ze sobą to tzw Credencial, czyli paszport pielgrzymi. Do kupienia po drodze za ok. 2 euro. Kiedyś formalnie trzeba było go podstemplować u swojego księdza proboszcza. Ba! Nie można było nawet kupić ,,in blanco”, tylko trzeba było od razu wstawić imię i nazwisko ,,pielgrzyma”. W paszporcie zbiera się pieczątki (100 km od celu trzeba mieć przynajmniej dwie dziennie). Dzięki temu mamy prawo spania w miejskich albergach, w niektórych prywatnych zniżki, no i prawo do tańszych posiłków w niektórych knajpach po drodze.
Co zabrać ze sobą?
Jak najmniej. Ania z Inspirujących Pierników napisała ostatnio post, że podróżowanie uczy skromności. Pielgrzymowanie uczy dodatkowo jak spakować się w mały bagaż podręczny tzw. tanich linii. Wszystko nosicie ze sobą. Oczywiście są firmy przewożące bagaż. W albergach miejskich tacy pielgrzymi są kwaterowani za wyższą stawkę. Chociaż jak stać ich na transport to zwykle rzadko korzystają z publicznych alberg. Ja i tak miałem ze sobą laptop, kable, aparat, obiektywy. Koledzy jadący na mecz z bagażem rejestrowanym przewieźli mi scyzoryk (bo się przydaje w trasie). Z powrotem mogłem zostawić go u zaprzyjaźnionych przewodniczek (a coś mi mówi, że jeszcze tam wrócę ;P ). Albo wysłać w paczce. Jak tylko dojdzie, to obiecuję wpis o przesyłkach bo to bardzo gorący temat po ostatnich deklaracjach InPost-u 🙂
A jeśli czegoś zabraknie, to kupicie po drodze. Jak się okaże nie jest tego zbyt wiele.
Co z praniem?
W letnie miesiące symbolem pielgrzyma – prócz muszli św. Jakuba – powinny być suszące się na plecaku skarpety. Teraz to nie był problem. W tej temperaturze i wilgotności nic nie wysychało. Oczywiście można mówić, że skoro nie wysycha to nie trzeba było prać. Przez pierwsze dwa dni nie wyschły żadne z dwóch par upranych skarpet. Mógłbym iść boso przez świat jak Pan Wojciech. Ale nie wyschła żadna z koszulek czy innych ineksrpymable, mimo że z materiałów szybkoschnących. Nago przez świat? Na Camino? 😛 Na szczęście na trasie portugalskiej publiczne pralnie samoobsługowe były często. Nawet jeśli nie było suszarki w schronisku. Zwykle te publiczne były też tańsze. Od 1,5 euro. W hostelach trzeba było zapłacić 2 do 5 euro.
Co jeść?
Zarówno północ Portugalii jak i Galisja to fantastyczne miejsca na owoce morza. Normalny zjadacz mięsa też nie będzie zawiedziony. Spotkałem także paru wegetarian, co jest dodatkowym wyczynem szczególnie w Galisji (przepyszne kiełbaski!). Na trasie spotkamy mnóstwo miejsc z ,,menu peregrino” za 7,5 do 10 euro. Zwykle obejmuje dwa dania plus napój (ćwiartka wina) i kawę. Tak naprawdę to zwykłe ,,menu del dia” którym zwykle posilają się mieszkańcy Portugalii czy Hiszpanii. 🙂 Ale brzmi dobrze marketingowo. I jest smaczne.
W każdym miejscu gdzie byłem/przechodziłem były otwarte sklepy (gorzej z tym w niedziele – czasem otwarte tylko z rana). Nie zawsze w hostelach były naczynia, ale zawsze jakaś kuchenka czy mikrofala. Bułek na śniadanie nigdy nie zabrakło. Herbaciarze niech wezmą ze sobą jej zapas. Choć istnieje niebezpieczeństwo, że w Portugalii przekonacie się do ich fantastycznej kawy. W Hiszpanii wolałem swoje twiningsy 🙂
I tak: słynny najlepszy hotel w Santiago de Compostela przyjmuje pierwszych dziesięciu piegrzymów, którzy danego dnia dostaną compostelkę na lunch: trzy dania, deser, wino. W restauracji ę i ą, z białymi obrusami, których przeciętny pielgrzym nie widział przez czas wędrówki
Kiedy iść?
Kiedy masz czas. Nie trzeba iść od razu tysiąca kilometrów. Formalnie Camino jest zaliczone po ostatnich 100 km do Santiago de Compostela (albo 200 rowerem czy konno). Są ludzie, którzy nie mając większego urlopu, idą fragment drogi jednego roku, a w następnym kontynuują trasę. Temperatury w listopadzie są oczywiście dobre do chodzenia. Jednak pogoda potrafi być bardzo kapryśna i deszczowa. Zresztą w Galisji potrafi być chłodno i zimno nawet w czerwcu. Latem więcej ludzi ale i więcej otwartych po drodze miejsc noclegowych i jedzeniowych. Teraz ze dwa razy musiałem iść parę kilometrów więcej do otwartej noclegowni.
Czego nie zabrałem?
Zbagatelizowałem ostrzeżenie z przewodnika o zabraniu środka dezynfekującego noclegownie. Nie zakładałem jednego noclegu awaryjnego (bez sprawdzenia opinii). Przy takiej ilości pielgrzymów insekty łóżkowe zdarzają się. Ale o tym – podobnie jak noclegach – napisałem w poprzednim wpisie
Czy jest bezpiecznie?
Przy tej ilości ludzi pielgrzymujących to nawet statystycznie powinny zdarzać się jakieś kradzieże. Trzeba zachować zdrowy rozsądek. W prywatnych hostelach zawsze jest jakaś zamykana skrzynka na cenne przedmioty. Czasem trzeba mieć ze sobą własną kłódkę. Jedna ze spotkanych amerykanek zwróciła uwagę na bezpieczeństwo samotnych kobiet. Ponoć na trasie głównej portugalskiej przestrzegały ją portugalskie kobiety, żeby uważała. Dlatego też nie mieszkała w miejskich hostelach, choć wydaje mi się, że z definicji większa sala zbiorowa to większe bezpieczeństwo. Nie to co prywatny pensjonat, gdzie w pokoju trzyosobowym umieszczone są dwie atrakcyjne dzierlatki i ja 😛 Ale poważnie mówiąc dla mnie jedyne niebezpieczeństwo widziałem na drogach. Samochody często nieoświetlone. Często trasa przechodziła lub przecinała drogi regionalne. Generalnie trzeba dużo uwagi w takich miejscach i trzeba mieć odblask/latarkę lub choćby włączony telefon
Czy jest prąd?
Wszędzie można bez problemu naładować powerbanki i telefony. W wielu miejscach gniazdka tuż przy łóżku. W sezonie może przydać się mała złodziejka.
Jaki przewodnik polecasz?
Jest mnóstwo app-ek. Więcej chyba na ajfona. Nie korzystałem więc nie podpowiem. Kupiłem książkę Szymona Pilarza i Johna Brierley’a Camino Portugues. Rozumiem, że pan Szymon pisał tekst i jest OK. Jednak nic tak nie wkur…za jak bałagan redakcyjny. Jakie to szczęście, że moje teksty redagują tak dobrzy redaktorzy. Fakt, nie było łatwo. Trasa portugalska ma kilka wariantów. Nie wiedzieć czemu redakcja uznała, że poruszamy się równolegle po trzech trasach z południa na północ. Nie. Większość ludzi jak wybierze jedną trasę to się nią porusza. Jedyne miejsce, gdzie możliwe były zejścia/łączenia zostało koncertowo sp..aprane. Dobrze, że w ramach odchudzania nie zdecydowałem się na podzielenie przewodnika 😛
Osobnym zagadnieniem są mapy i kilometraż. Rozumiem, że mapy są z anglosaskiej wersji. Ale na litość boską! Zatrudnijcie drogie wydawnictwo kartografa, który unacześni (trudne słowo, sprawdzcie w PWN) mapy przy pomocy redaktora. I przynajmniej zamieści miejsca noclegowe (to najważniejsze) o których pisze Autor.
Niestety jest to jedyny przewodnik, na który trafiłem w języku polskim.
Last but not least
Camino to nie pielgrzymka w stylu jaki znamy z naszych dróg. Tu mamy całkowicie wolną wolę i sami wyznaczamy miejsca postoju. Sami sterem, żeglarzem i okrętem. Nikt nas nie obudzi – poza krzątającymi się innymi camineros – na poranną mszę świętą. Zresztą: znalezienie takiej na prowincji to wyzwanie. Jeśli ktoś jest katolikiem to głupio jest na camino odpuścić niedzielną mszę. Często po drodze jest jedynie poranna msza – to znaczy o 9 lub 9.30. Czyli w drogę ruszymy tuż przed południem. Ale może czasem dobrze jest zrobić dzień kondycyjny i nie rwać do przodu z klapkami na oczach. Na Camino Portugalskim można to dobrze zaplanować.
Polecam
Saude!
Caminer Mieczysław
Porto-Santiago de Compostela.14-26 listopada2024
PS. I jeszcze ile przeszedłem? Na słupku pod katedrą w Porto jest 248 km. Drugiego dnia na plaży znalazłem znak 255 (!) Km. Poszedłem w złą stronę??? Bo są tu także znaki niebieskie, do Fatimy. Do Santiago z Porto można dojść na dwa/trzy sposoby. Według map i przewodników 262 km na trasie którą pokonałem: z Porto nad oceanem, a w Caminho na wschód do Valency i Tui. Telefon pokazał mi 307,5 km. Ale przez pierwsze dwa dni wracałem do Porto (tak, na ten mecz…). Poza tym: po etapie czasem warto jest obejrzeć miasteczko do którego dotarliśmy. Pójść do sklepu. Do pralni. Nad rzekę/ocean. Albo do kościoła. A kilometry stukają 🙂